sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział III - Pierwszy dzień a wszystko się sypie...

Rozdział betowany przez black opium. ♥
Bardzo, bardzo dziękuje. 
Zapraszam do czytania ^^ 

Drewniane łódki leniwie sunęły po ciemnej tafli jeziora Wokół słychać było słodki śpiew najad, które, tańcząc, rozpryskiwały wodę. Atmosfera była magiczna. Wszyscy uczniowie z zapartym tchem siedzieli w łódkach wpatrzeni w Hogwart otoczony różową łuną światła.
Gdy do cudownego śpiewu dołączył intrygujący pokaz przygotowany przez profesora Dumbledore, mugolaki z trudem łapały oddech zachwycone wszystkim. Złote słupy skrzącej się energii wystrzeliwały raz po raz w niebo, a spomiędzy nich wystrzeliwały srebrne iskierki
Nie to nie były iskierki! To śliczne motylki latały bardzo szybko pomiędzy uczniami, pozostawiając za sobą srebrzystoszare smugi. Gdy tylko ktoś dotknął jednej z wiązek szarości, ta radośnie strzelała, zmieniając się w garść lekkich piórek spadających na biednego ucznia.
– To niesamowite – szepnęła jedna z dziewczynek, zakłócając błogą ciszę.
– Rzeczywista pan psor się postarał.
Wszyscy z zainteresowaniem wlepili wzrok w Hagrida, ale olbrzym nic już nie powiedział. Właśnie zakończyła się ich podróż łódkami, a oni ze smutkiem uświadomili sobie, że już nigdy czegoś takiego nie przeżyją.
Stali teraz w jednej gromadce, drżąc na myśl, co będzie dalej. Tylko niektórzy z rodzin czystej krwi głośno gawędzili o tym do jakiego domu trafia. Inni zaś najchętniej dali by nogę.
Wtedy drzwi do Wielkiej Sali stanęły przed nimi otworem, a oni wstrzymali oddech.

***

Uczta powitalna była wyśmienita. Nawet sama Victorie nie spodziewała się tak pięknego spektaklu. Mimo woli na jej usta wpłynął leniwy uśmieszek pokazujący wszystkim, że dziewczyna jest w stanie błogiego spokoju. Strach było pomyśleć gdyby ktoś go zakłócił
Teraz nastolatka wspinała się drewnianych schodkach prowadzących do pokoi dziewczyn. Była bardzo uradowana, że, tak jak nakazywała rodzinna tradycja trafiła do Gryfindoru. Odetchnęła głęboko przygotowana psychicznie na spotkanie z nowymi współlokatorkami.
Drzwi otworzyły się lekko, a Hale od razu dostrzegła jedno łóżko. Jej oczy zwęziły się, a usta zacisnęły w wąską linię. Wyglądała na co najmniej zdenerwowaną. Dopiero po kilku sekundach wszystkie Gryfonki zwróciły na nią uwagę.
– Czeeeeść… Oooo… Veroni… nie, nie…. Valeria? Nie… jak to było?.– Lily nerwowo zaciskała dłonie na pościeli, próbując przypomnieć sobie imię.
– Valeria – wysyczała kpiąco – Nazywam się Victorie. Tak trudno zapamiętać? V-I-C-T-O-R-I-E.
– Ekhem…. Przepraszam, Victorie.
Viki rozejrzała się dumnym wzrokiem po reszcie pomieszczenia. Jakaś wysoka brunetka przebrana w kusą piżamkę w odcieniu mocnego różu przekręcała leniwie kartki taniej gazetki dla mugolskich nastolatek. Tuż obok niej przycupnęła na łóżku, układając coś w drewnianej szafce, niska szatynka.
Aż wreszcie skierowała swoje oczy na niską blondynkę czeszącą włosy na łóżku przy oknie. To najbardziej rozwścieczyło Hale. Od dziecka uwielbiała gwiazdy i zawsze chciała mieć łóżko przy parapecie, żeby w nocy oświetlał ją blask księżyca.
– Hm…. To ma być moje łóżko? – zapytała kpiąco, pokazując drugi kąt pokoju.
– Noooo… na to wychodzi – odpowiedziała ostrożnie blondynka, zaprzestając wykonywania czynności.
– Ani mi się śni. Zbieraj manatki!
– Co?!
– Zbieraj się. To moje łóżko – odparła niecierpliwie patrząc na dziewczynę, która najwyraźniej nic nie zrozumiała –Pomóc ci?
– Ty chyba żartujesz, że ona pójdzie z tego łóżka.
Victorie odwróciła wzrok na lekko czerwoną na twarzy rudowłosą. Pamiętała tę dziewczynę, zderzyła się z nią na Pokątnej. Przedstawiała się jej i, o dziwo, Hale zapamiętała jej imię. Nie miała zamiaru się z nią wykłócać, ponieważ wydała jej się sympatyczna.
– Nie wtrącaj się Lily – mruknęła cicho.
Nie można było zdecydować, na której twarzy maluje się większe zaskoczenie - Lilian czy Olivii. Clark wydawała się być wściekła, że nowo przybyła już od pierwszych chwil chce jej wszystko odebrać - łóżko i znajomą. Evans zaś była zaskoczona w kompletnie inny sposób. Nie mogła pojąć, że tej dziewczynie, o dość hamskim zachowaniu, zapadło w pamięć jej nic nieznaczące imię.
Czarnowłosa nastolatka odwróciła wzrok od zaszokowanej Lily, a zwróciła go na Clark. Przyszpiliła blondynkę spojrzeniem mówiącym Wynosisz się czy mam ci pomóc? Dziewczyna nic nie powiedziała i, klnąc na siebie w duchu, chwyciła kufer, który leżał tuż przy łóżku.
–  O wiele lepiej – powiedziała wesoło Hale, rzucając się na miękką pościel.
Leżała tak przez jakiś czas, rozkoszując się wygraną nad nieśmiałą blondynką. Mało obchodziło ją, że zachowała się niewyobrażalnie chamsko. Tłumaczyła sobie, że taka po prostu jest i tego nie zmieni. To nie była prawda, po prostu nie chciała niczego w sobie zmienić.
 – A teraz powiedzcie, jak macie na imię? – Przerwała ciszę panującą w dormitorium
Szatynka z krótkimi włosami drgnęła niespokojnie na jej pytanie, ale po chwili otworzyła usta, aby wypowiedzieć tylko jedno słowo:
– Chloe.
– Ja jestem Olga Diverse – oznajmiła brunetka, która zareagowała kompletnie inaczej.
Victorie zachichotała w duchu, widząc, jak dziewczyna dumnie wypręża pierś i odgarnia z czoła grzywkę, jakby chcąc powiedzieć ,,Tak, od tych Diverse. Jak nie wierzysz, to popatrz.’’ Ona doskonale znała tę rodzinę i wiedziała, czym się odznaczają - chcieli się wszystkimi pochwalić.
Nawet nie zapytała o imię naburmuszonej blondynki, która z zawziętością wypakowywała wszystko z kufra. Uśmiechnęła się tylko słodko do Lily i zakopała w miękkiej pościeli oddając się w ramiona Morfeusza.
Czy mogło być lepiej?

***

Gwiazdy. Lily zawsze wyobrażała sobie, są to błyszczące diamenciki na ciemnogranatowej sukni, w którą ubrało się słońce.
Westchnęła.
Bardzo chciałaby powrócić do dzieciństwa. Wraz z nastaniem Hogwartu zrozumiała, że wkroczyła w dorosłe życie i już nie będzie mogła się zawrócić.
Blade palce dotknęły szyby. Nie będzie mogła zawrócić, więc niech korzysta z każdej, nawet najmniejszej chwili, której jej podarowano. Nie będzie zwykłą uczennicą, bezimienną wychowanką Gryfindoru. Ludzie ją zapamiętają. Przysięgła to sobie, oddając się już w krainę snu. Przyśniła jej się ceremonią przydziału.
Niespodziewanie wszystkie witrażowe scenki roztrzaskały się na kawałki, tworząc mieszaninę wielu barw i oślepiającego brokatu. Lily wpatrywała się w to wszystko z zaciekawieniem pomieszanym z czcią do kogoś, kto tak dobrze potrafił czarować.
Nagle kolorowe szkiełka ułożyły się w łuk. Centralnie pod nim stała niewzruszona Profesor McGonagall. Evans spojrzała na nią z uśmiechem. Jak dobrze, że w Hogwarcie jej ciocia zaznała takiego spokoju.
– Będę po kolei wyczytywać nazwiska uczniów. Wtedy podchodzicie tutaj, siadacie na stołku i Tiara Przydziału zdecyduje, jakie wartości będą wam przyświecać przez siedem lat długiej i żmudnej wędrówki w naszej szkole - powiedziała chłodnym głosem. – Tak, więc zaczynajmy.
- Aver Clarissa.
- Slytherin.
Rudowłosa nerwowo przeczesała włosy ręką. Usiłowała uspokoić przyśpieszone bicie serca, kiedy Taylor Harrison trafił do Revenclawu. Z nabożną czcią oglądała całą ceremonię, ale zamarła, gdy wyczytano pierwsze nazwisko na literę „E”.
– Damian Edwards
 – Hufflepuff!
– Liliana…. Evans – powiedziała kobieta, a serce Lily mocniej zabiło.  
Na drżących nogach podeszła do stołka niemal przewracając się o dwa małe schodki. Zapewne miała na twarzy wyraz absolutnego przerażenia, gdyż nauczycielka uniosła lekko kąciki ust, nakładając na jej głowę kapelusz.
– Hm…. Trudna decyzja. Jesteś bardzo mądra, ale nie kierujesz się wyłącznie umysłem. Nie masz też łagodnego serca, tak jak Helga A Salazar? Co prawda należysz do Montrose, ale jego czarne charaktery by cię zjadły za ojca charłaka. No cóż…. Wiesz, który z założycieli pozostał?
– Godryk Gryffindor – szepnęła sama do siebie
~Masz racje Lilian
Już po chwili Lily lekko otumania schodziła ze schodów. Oczy się zamgliły, ustał pozostawały lekko rozchylone. Zgiełk wywołany jej przydziałem nie docierał do jej umysłu. Zamrugała, kiedy ktoś poklepał ją po ramieniu. Jak w amoku usiadła przy stole i tępo wpatrywała się w kolejną osobę siadającą na stołku. 
Jedną tylko wiedziała – była Gryfonką.

***

– Vanessa, daj spokój!
– Nie dam! Te wredne lafiryndy rozwaliły się na całym pokoju wspólnym – odwarknęła wysoka korpulentna latynoska, machając energicznie rękami.
Chłopak, który od kilku minut usiłował uspokoić rozgniewaną dziewczynę, teraz zamarł. Vanessa była jego dziewczyną i nigdy, ale to nigdy, się tak nie zachowywała. Coś było nie porządku i on o tym wiedział
– Nie nazywaj ich lafiryndami!
– Bo co, Daniel? Zabronisz mi? – spytała kpiąco.
Zacisnął mocno szczęki i policzył w myślach do dziesięciu. Nie dał się sprowokować dziewczynie. Jedynie zlustrował ją mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i wykrzywił wargi w grymasie bólu. Wiedział, że to, co chce powiedzieć, na pewno zrani dziewczynę, ale nie miał innego wyjścia.
– Nie poznaję cię. Nie jesteś moją Van. Nie chcę cię takiej – szepnął twardo.
Spojrzała na niego oszołomiona. Nie chciał jej… Już jej nie kochał… Zagryzła wargi, usiłując nie wrzeszczeć. Sama nie wiedziała z czego? Z bólu? Co prawda czuła jak serce tłukło jej w piersi, ale było to spowodowane tymi głupimi dziewczynami. A może z gniewu? Też nie… Nie była na niego wściekła. Była raczej rozczarowana. Rozczarowana sama sobą. Jak mogła dopuścić do tego by ten chłopak patrzył na nią tak chłodno, jakby w ogóle go nie obchodziła.
- Dan…
W przerażeniu wyciągnęła w jego stronę rękę. Niemal upadła na kolana, kiedy cofnął się z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Schyliła głowę, zaciskając mocno powieki. Nie mogła okazać słabości, nie mogła pokazać, że to ją zraniło.
Odetchnęła głęboko i nakładając na twarz precyzyjną maskę uniosła wysoko brodę. Uśmiechnęła się wrednie, kiedy wszyscy zwrócili na nią swój wzrok. Nie może dać się upokorzyć chłopakowi… nawet temu, którego tak bardzo kocha.
– I co myślisz, że z płaczem rzucę ci się w ramiona?
– Co? – zapytał zbity z tropu
– Myśli, że będę za tobą płakać? – powtórzyła cierpliwie pytanie.
– Vanessa…
Teraz to ona odsunęła się, kiedy wyciągnął do niej rękę. Tym krokiem zraniła sama siebie, ale taka była jej gra. Parsknęła szyderczym śmiechem, czym znowu zwróciła na niego swoją uwagę.
– Spadaj, Turner. Nic mnie obchodzi, że już nie wytrzymujesz ze mną. Za dobra byłam dla ciebie? – naigrywała się.
– Vanessa, co się z tobą dzieje…?
– Dobrze wiesz – odpowiedziała, robiąc krok w jego stronę.
Stali twarzą w twarz, niemal stykając się nosami. Van wiedziała, że to ostatnia chwila, kiedy może być tak blisko niego. Miała ochotę go pocałować, przytulić i przeprosić. Choć usłyszeć jego ciepły głos mówiący ,,Ness, moja Ness’’. Ale to przeminęło w chwili, kiedy wypowiedziała swoją kwestię
„Nic mnie już nie obchodzisz”  
Przez chwilę w jej oczach można było zobaczyć  prawdziwe uczucia. Trwało to ułamek sekundy, ale on to dostrzegł. Już wiedział, że tylko udaje, nie miał tylko pojęcia dlaczego.
– Może i dobrze, że nie wytrzymujesz biedaczku. W niektórych sprawach jesteś amatorem.
Każde słowo, które wypowiedziała, było jak nóż wbijający się w jej klatę piersiową. Kiedy naokoło wybuchł śmiech, ona ostatkiem silnej woli uniosła drżącą rękę i zamachnęła się. Po chwili już nie było jej w tamtym miejscu, a Daniel trzymał się za obolały policzek.
Uciekła od niego… Po prostu uciekła… Wiedziała jednak, że to nie koniec. Już zawsze we śnie będą nawiedzały ją te oczy. Oczy pełne bólu. Oczy wyrażające wszystkie jego uczucia. Oczy jej ukochanego…
Załkała głośniej, wtulając twarz w poduszkę. To było ponad jej siły. Całe szczęście z jej życia zniknęło. Rozprysło się niczym bańka mydlana. I to w kilka chwil. Przez co? Przez sprzeczkę o jedne dziewczyny.  
A teraz każde wspomnienie z tego dnia będzie ją niszczyć. W błyskawicznym tempie rozbijać ją na maleńkie kawałeczki, pozostawiając po niej tylko mgiełkę wspomnień. Dopóki nie powróci na swoje miejsce. Miejsce, które jest obok Daniela.
Znała historie wielkich miłości… Jej taka nie była. W każdej chwili mogła wrócić tam i przeprosić, a Daniel by jej wybaczył. Pewnie by to zrobiła, gdyby nie tak cholerna duma rodziny Santoro. Od urodzenia miała wpajane, aby nigdy nie dać się zmieszać z błotem. Ale co jest ważniejsze? Honor rodziny czy jej własne szczęście?

Zaśmiała się gorzko, uświadamiając sobie, że nie miała już szansy na powrót. Na próżno zastanawiała się co by było gdyby… Zraniła go. Zraniła tak, że bardziej nie mogła. Napisała na ostatniej stronie ich książki ,,Koniec” swoją własną arogancją.  

CDN.

Tak, tak, tak i jeszcze raz tak! Wreszcie jest rozdział ^^ Za sprawą black opium., która poprawiła mój rojący się od braku przecinków rozdział pojawiam się z tymi oto wypocinami. Mam nadzieję, że się wam podoba. Co prawda bohaterów jest od groma, ale jeśli ktoś ma problem z rozróżnianiem zapraszam do zakładek. Aha! I jeszcze jedno - proszę się nie dziwić, że Minerwa jest ciocią Lily, a ona sama należy do rodziny "czystokrwistej". Odskoczyłam dość mocno od Kanonu na potrzeby opowiadania. No to chyba na tyle. Proszę też spojrzeć na dół na zwiastun opowiadania 

To ten to chyba tyle :) Mówcie co myślicie o rozdziale. 
Buziaczki, Azura 

Ps.: Tym razem bez obrazków... Jak wolicie? 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Zwiastun

Hejka witajcie :* 

Chciałabym wam pokazać zwiastun mojego opowiadania wykonany przez Lidię z Doliny Zwiastunów. Bardzo, bardzo zapraszam na tę stronkę oraz zwiastuniarkę. Naprawdę ,,czaruje'' zwiastuny. Mnie się ta praca ogromnie podoba, a wy? Co o niej myślicie? 

Buziaczki, 
Azura






Link do DZ (klik)
A tutaj podstrona Lidii (klik)