Rozdział IV
Rozdział poprawiała black opium.
A dedykuje go Roxanne, która jako jedyna skomentowała poprzedni rozdział. Bardzo ci dziękuje ;** ;# Zapraszam do lektury!
Rozdział poprawiała black opium.
A dedykuje go Roxanne, która jako jedyna skomentowała poprzedni rozdział. Bardzo ci dziękuje ;** ;# Zapraszam do lektury!
Czarnowłosa dziewczyna otworzyła powieki i
cicho jęknęła. Ostre promienie jasnego słońca świeciły w jej twarz. Przez
chwilę leżała jeszcze nieruchomo, siłując
zasnąć, ale była całkowicie rozbudzona.
Z westchnieniem usiadła na łóżku i rozejrzała
się po dormitorium. Jej wzrok natychmiast padł na świecący na różowo zegarek
należący do Clark. Natychmiast jęknęła… Była dopiero piąta! Jeśli dobrze
pamiętała, śniadanie rozpoczynało się o dziewiątej.
– Głupia, głupia, głupia! – wymamrotała sama
do siebie.
Klnąc po cichu, wstała z rozmachem z łóżka i powędrowała do
drewnianych drzwi. Wpadła jak burza do łazienki i obmyła twarz chłodną wodą.
Była naprawdę zdenerwowana. Zwykle nie można jej zwlec z łóżka o dwunastej, a
teraz piąta, a ona wstaje!
Gwałtownie się zatrzymała. Przecież wujek
tyle opowiadał jej o Hogwarcie! Nie musiała się tu nudzić! Były o wiele
ciekawsze rzeczy…
Na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Nie
chciała jednak zwiedzać zamku sama. Przydałaby się jej towarzyszka. Rozejrzała
się po pokoju i natychmiast jej wzrok padł na Lily. Trzeba było tylko ją
obudzić. Trudno było przepuścić taką okazję, a miały przecież cztery godziny.
A jednak
wczesne wstawanie się opłaca.
Delikatnie odkręciła kran i zmoczyła ręce. To
był najskuteczniejszy sposób na obudzenie rudowłosej dziewczyny. Pamiętała, jak jej kuzynki budziły ją tak za
każdym razem. Po chwili na palcach
skradała się do łóżka Lily.
Kilka minut później dormitorium Gryfonek
wypełnił zduszony okrzyk, gdy Lily poderwała się z pięściami do winowajcy.
Czarnowłosa dziewczyna, śmiejąc się cicho, zatkała usta współlokatorki i
szeptem wyjaśniła sytuację.
– Serio? A ty wiesz, że są skróty?
– No jasne, że wiem. Wujek mi opowiadał.– Wywróciła oczami.
– A wiesz gdzie?
– Tego nie.– Westchnęła zrezygnowana.– Będziemy musiały same się dowiedzieć.
– Dobra, szybko. To będzie taka supertajna misja?
– zapytała Lily, stawiając nogi na
ziemi.
– Tak. Bardzo tajna misja – odparła z
tajemniczym błyskiem w oku Hale.
Już dziesięć minut później pędziły przez
korytarze, chichocząc. Postanowiły zacząć od holu. Każdy przeciętny człowiek
stwierdziłby, że są nienormalne, skoro pytają obrazy o tajemnicze przejścia lub
zaglądają za gobeliny. One jednak, z wielkimi uśmiechami na twarzy, przeszukiwały
każdy kawałek korytarza od wejścia do Hogwartu.
Lily z błyskiem w oku odsłoniła gobelin, na
którym wyhaftowano lwa. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, kiedy
dostrzegła długi, ciemny korytarz. Już miała zamiar krzyknąć, aby oznajmić
znalezisko Victorie…, kiedy dostrzegła zbliżającą się do niej pędem dziewczynę.
Miała dość zdenerwowanie wypisane na
twarzy
– Lily, zwijam… - gwałtownie urwała wpatrując
się w coś ponad głową Lily - Ooooo…. Dzień dobry pani profesor?
– D-dzień dobry – wyjąkała Lily.
Bardzo powoli się odwróciła i stanęła obok
Viki. Stały oko w oko z wysoką
czarownicą. Miała brązowy kok na głowie i lustrowała ich wzrokiem. Była
najwyraźniej zaskoczona, że uczennice już pierwszego dnia swojej nauki są na
korytarzu, kiedy inni smacznie śpią w łóżkach. To było bardzo podejrzane.
– Lily, co tutaj robisz?
– J-ja, ciociu… No
my chciałyśmy trochę pozwiedzać zamek. Bałyśmy się, że jak późno wyjdziemy to
zabłądzimy i nie zdążymy na śniadanie – zaczęła szybko tłumaczyć.
– Dobrze, dobrze! Rozumiem… Chyba jednak za
wczesną porę wybrałyście. Szybko do wieży.Lily… Tylko powiedz. Jak czuje się babcia? – Ściszyła
głos, patrząc niepewnie na towarzyszkę dziewczyny.
– Wszystko dobrze. Jutro ma wysłać do mnie
list. Do ciebie, ciociu też pewnie, napisze – Uśmiechnęła się uspokajająco i
pociągnęła Victorie za rękę.
Przez głowę Lily przewijała się długa lista wymówek,
dlaczego to nazwała surową profesor McGonagall ciocią, a jej oddech
niespokojnie przyśpieszył. Czarnowłosa dziewczyna jednak była zbyt zaskoczona i
otępiała tym spotkaniem, żeby o cokolwiek pytać.
Tuż przy oknie, w korytarzu, który prowadził
do wieży Gryfonów, Evans przystanęła. Powoli, wręcz
bardzo powoli odwróciła się w stronę koleżanki. Westchnęła, kiedy Hale
zmierzyła ją wzrokiem pod tytułem ,,Gadaj, bo i tak się dowiem’’
– Minerwa McGonagal z domu Mountrose jest
moją ciotką - powiedziała cicho.
– ŻE CO?!
– Że to! Zadowolona?! McGonagal to moja
ciotka, siostra mojej mamy. Wyszła za mąż, ale po roku owdowiała. Zadowolona
tym wyznaniem czy jeszcze rozwijać? - zapytała, a jej twarz zapłonęła wściekłym
rumieńcem.
– Lily czekaj! – Dziewczyna złapała za rękę
oddalającą się przyjaciółkę – To nie tak… Po prostu… Hm… jestem zaskoczona i
nie bardzo wiem, co powiedzieć. Rzadko, kiedy się zdarza, żeby nauczyciel
Hogwartu nauczał swoją rodzinę. A już szczególnie… no hm… moja kuzynka
opowiadała, że McGonagall…
– Wiem… Ale tak już jest. Nie mogę nic z tym
zrobić. A wiesz o tym tylko ty.
– To będzie nasza słodka tajemnica – obiecała
z delikatnym uśmiechem Viki.
– Czy ja wiem, czy taka słodka? Mi się taka nie wydaje…
Obydwie wybuchnęły niekontrolowanym śmiechem.
Dopiero po chwili sobie uświadomiły, że jak ciocia Lily jeszcze raz je nakryje,to będą miały naprawdę spore kłopoty.
Z uśmiechami na ustach ruszyły w stronę
portretu Grubej Damy.
***
Gadatliwe obrazy choć trochę ośmielały
uczniów, o ile ci nie uciekli wcześniej z piskiem. Olivia samotnie przemierzała
korytarz z głową opuszczoną w dół, kurczowo zaciskając rękę na książce.
Nie rozumiała, dlaczego Lily na nią nie
zaczekała.
Przypuszczała,
że o wiele wcześniej wybyła gdzieś z Hale, która pojawiła się w ich
dormitorium. Już od pierwszych chwil Clark ją znienawidziła, gdyż tak jak na
jej gust była zbyt szalona i wybuchowa, a przede wszystkim chamska.
Clark westchnęła i machinalnie poprawiła
spódniczkę. Stała przed drzwiami Wielkiej Sali. Powoli przekroczyła próg i
rozejrzała się dokoła. Panował niesamowity gwar, każdy jadł bądź rozmawiał z
przyjaciółmi, a ławka średnio co minutę zgrzytała o podłogę.
Nawet się nie zorientowała, że że w tłumie
Gryfonów wypatruje tylko jednego: rudej czupryny.. Nie musiała długo szukać jej
wzrokiem. Już po chwili dostrzegła Lily zaśmiewającą się do łez w towarzystwie
leżącej na stole Victorie oraz wesołych chłopaków.
Olivia chciała tam podejść. Uśmiechnąć się
wesoło i zapytać czy może dołączyć. Naprawdę tego chciała! Jednak coś jej na to
nie pozwalało. Może to wrodzona nieśmiałość sprawiała, że bała się zagadać do
tak zgranej już po kilku minutach grupki osób?
Skończyło się oczywiście na tym, że
przycupnęła na brzegu stołu, z niechęcią
grzebiąc w misce płatków. Jako jedyna osoba siedziała osamotniona. Do czasu…
– Hej… Mogę się dosiąść? – Usłyszała cichy
szept tuż obok siebie.
Zaskoczona podniosła głowę i natychmiast
skrzyżowała spojrzenia z kolejną pierwszoklasistką. Dziewczyna miała opaloną
cerę i czarne, krótkie kosmyki włosów. Ale oczy… Obsydianowe tęczówki
przerażały swoim blaskiem.
– J-jasne.
Blondynka w duchu przeklęła się za to
zająknięcie i usiłując przybrać wesoły uśmiech na twarz, zagaiła rozmowę:
– Jesteś Chloe, tak?
– Mhm… Chloe… Chloe Primerose – powiedziała
niepewnie.
– Ja jestem…
– Olivia Clark. Wiem.– Czarnooka dziewczyna posłała w jej stronę
półuśmiech.
Blondynka uśmiechnęła się szerzej i
rozpoczęła rozmowę. To było takie…. Takie naturalne! Wydawało się nawet
prostsze niż znajomość i rozmowy z Lily. Czuła się swobodnie… Wiedziała, że
Chloe zrozumie każdą jej myśl. To było niesamowite!
***
Rozczochrane brązowe włosy, sińce pod oczami
nieudolne zakamuflowane makijażem, smutne oczy, wymięta koszula… Nie była to
twarz idealna do reklamy. Niestety, nic nie
można było z tym zrobić. Vanessa Santoro po przepłakanej nocy nie mogła
wykrzesać z siebie chociaż najmniejszego uśmiechu.
Przybita skierowała swoje kroki do stoliku,
przy którym zawsze siedziała. Był to stolik elity ich rocznika. Ze smutkiem
zauważyła, że Daniel usiadł razem ze swoją kuzynką i ze znudzeniem wysłuchiwał
się w paplaninę ich przyjaciółek.
– Van… Nie wyglądasz najlepiej – usłyszała
przy swoim uchu cichy komentarz.
Odwróciła zirytowana głowę. To Amanda z
szerokim uśmiechem zajmowała krzesło tuż obok niej. Brązowowłosa zlustrowała ją
wzrokiem. Jej przyjaciółka wyglądała tak samo jak ostatnim razem – delikatna różana cera,
iskrzące niebieskie oczy ukryte za okularami, dołeczki w policzkach, lśniące i
czarne niemal granatowe włosy. Właśnie taką Amie kochała.
– Dzięki, za pocieszenie – mruknęła
– Głos też masz nie najlepszy. Ale to zwalimy
na chrypkę…
– Non calci mentire Amie*
– Nie kopię, tylko myślę, jaka choroba ma takie objawy jak
te, które przejawiasz. Na razie pasuje tylko nieszczęśliwe zakochanie i złamane
serce. Ale te opcje wykluczamy… verità?** – Zachichotała.
Vanessa nie miała nawet siły naskoczyć na dziewczynę.
Amanda usilnie próbowała poprawić jej humor, co niestety nie było jej mocną
stroną. Santoro doceniła jednak chęci i usiłowała zmusić się do bladego
uśmiechu.
– Hej… Nessie wszystko będzie dobrze!
– No! Nulla sarà bene***
– Calma…**** Wczoraj zrobiłaś
przedstawienie, to teraz nie dawaj im sat... staty... saytysfakc.. soddisfazione***** - szepnęła Amanda chwytając
przyjaciółkę za ramię. – Wszystko będzie
Okey. Obiecuję.
– Obyś miała rację - powiedziała cicho.
W jej głowie szalała ogromna burza. Nie miała
pojęcia, co robić… Czy ma go błagać o wybaczenie i stracić dobrą opinię wśród
rówieśników? A może każdego dnia patrzeć na to, co straciła? Nie wiedziała… To
było za trudna decyzja. Nie potrafiła jej podjąć… A ostatnie szanse wymykały
się jej pomiędzy palcami.
***
– Dlaczego nie poszliśmy z Lily i Victorie?!
Powiedzcie mi, bo rozwalę sobie głowę o ścianę.
– Ale Remus… luzik. My sobie sami poradzimy.
– Radzicie sobie sami już od dwudziestu
minut! Spóźnimy się na transmutację!
Szkolne korytarze rozbrzmiewały echem kłótni
idących szybko chłopaków. Średniego wzrostu blondyn, który miał panikę
wymalowaną na twarzy, rzucał w stronę pozostałej trójki pełne rozpaczy
komentarze.
Przyjaciele chyba nie bardzo przejmowali się
przerażeniem złotowłosego, bo z uśmiechem wymieniali się uwagami co do kierunku
dalszej wędrówki. Nie myśleli za grosz o spóźnieniu na transmutacje – bardziej
obchodziło ich to, że nie znają ani trochę zamku! To było nie do pomyślenia.
– Musimy zbadać jego historię…
– Odkryć wszystkie korytarze…
– To niebezpieczne. Nie pamiętacie, że woźny
może was przyłapać? – wtrącił się do rozmowy Peter nerwowo przeczesując rzadkie
włosy.
– Oj tam, oj tam! Nie panikuj! Nie damy się
złapać – odparł z łobuzerskim uśmiechem Syriusz
– Na pewno coś wykombinujemy
– No jasne! Panowie-jesteśmy-najmądrzejści-na-całym-świecie
Remus Lupin w wyraźną irytacją przysłuchiwał
się dwójce szatynów. Nie był ani trochę zadowolony z tego, że już od kilku
minut są spóźnieni na lekcję z profesor McGonagal. Rozglądał się po
korytarzach, aż wreszcie coś przyciągnęło jego uwagę.
– PATRZCIE! SALA OD TRANSMUTACJI!
Blondyn z absurdalnym uśmiechem na ustach
rzucił się w stronę drzwi, na których wisiała maleńka tabliczka. Przeczytał
napis z niemałym zaskoczeniem. To tutaj nauczała profesor McGonagal! Co za
niesamowite szczęście.
Chłopak natychmiast otworzył drzwi, a jego
uśmiech zgasł tak szybko jak się pojawił. Profesorka patrzyła w stronę wejścia
i nie wygląda na zadowoloną. Ściągnięte usta i lodowaty wzrok sprawiły, że
ciarki przeszły mu po plecach.
– Jak miło, panowie, że zaszczyciliście nas swoją
obecnością
Głos nauczycielki ociekał ironią i
wściekłością. Oprócz tego zdania nie powiedziała nic innego. Wskazała tylko
ostrym gestem w stronę dwóch pustych ławek i odwróciła się do tablicy. Remus posłusznie
zajął jedno z miejsc, a tuż obok niego usiadł Peter.
–Zabiję was kiedyś – syknął w stronę
siedzących za nimi chłopaków
– Lupin, nie panikuj. McSztywna nie odjęła nam nawet
punktów….
– PANIE BLACK! Ma pan ochotę odpowiedzieć na
pytanie dotyczące transmutacji koloru? – Rozległ się surowy głos profesorki,
która trzymała w dłoniach różdżkę
– Nie pani profesor… po prostu pytałem
kolegę, czy wie może… CO DZIŚ BĘDZIEMY ROBIĆ NA ZAJĘCIACH? – wypalił na
poczekaniu Syriusz, zezując w
boki
Z zapartym tchem obserwował reakcje
nauczycielki. W klasie ucichło i tylko jeden szept przedarł się przez
niezmąconą ciszę:
– Co za palant – jęknęła Lily siedząca ławkę
za nimi
– Doskonale się pani wyraziła panno Evans.
Jednak -5 punktów za urażenie dumy kolegi – powiedziała nauczycielka, udając uprzejmy uśmiech – zaś sam pan Black
zgłosi się do mnie dzisiaj o osiemnastej. Może ewentualnie zabrać ze sobą pana
Pottera.– Spojrzała surowo na chichoczącego Jamesa.
Czarownica odwróciła się na pięcie i
powróciła do przerwanego wykładu. Syriusz zaś odetchnął z ulgą, kiedy
spojrzenie McGonagal przestało wwiercać się w jego twarz. Zerknął na bladego
przyjaciela i dał mu mocną stójkę w bok.
- Spoko. To i tak by kiedyś nastąpiło -
szepnął, notując pierwsze zdanie na swoim pergaminie.
- Ale tak szybko?!
- Taki już nasz los…
Dwójka szatynów nie odzywała się już do końca
lekcji, wymieniając tylko między sobą ukradkowe
uśmiechy. W ich głowach huczały dwa słowa - ,,Pierwszy
szlaban’’
*Nie kop leżącego Amie
**Prawda?
***Nie! Nic nie będzie dobrze!
****Uspokój się
*****Satysfakcji (Amie nie do końca potrafi posługiwać się angielskim chociaż jest on wymagany w włoskiej szkole magii, jest tak ze względu na to, że angielski język został ogłoszony językiem międzynarodowym wszystkich magicznych krajów)
CDN.
Hejka! Dzięki black opium. nareszcie mam nowy rozdział już gotowy. Mam nadzieję, że się podoba ;) Krytykujcie, oceniajcie. Róbcie co tam chcecie :* Jedynie zapraszam do podstronki ,,Dormitorium" tam dzięki niesamowitej Francine Elandie mamy na stronce cudne przedstawienie postaci ;* Nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy rozdział, ale już pracuje nad kolejnym ^^ Pozdrawiam cieplutko, Azura