poniedziałek, 2 maja 2016

KONTYNUACJA I POPRAWA!

Hejhajhello.
Można powiedzieć, że stanowczo zaniedbałam tego bloga i jest to całkowitą racją. Cóż... Przyznaję się bez bicia i oczekuje wszelkiej krytyki. A więc kierowana przemożną chęcią oczyszczenia się z winy (jeeej jak to dyplomatycznie i poważnie brzmi) postanowiłam poprawić tę historię na wattpadzie, bo teraz widzę błędy jakie notorycznie popełniałam. Będzie tam też kontynuacja, którą w dużej mierze napisałam i czeka gotowa w mojej "szufladzie". Może jakiś czytelnik o dobrym serduszku zajrzy i tam bo jest ciekawy co się stanie z Lily, Victorią, Olivią, Chloe, Huncwotami i nawet Olgą!

Także ten... Zapraszam Serdecznie!
Wasza Azu

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział VII - Ruda, nieodpowiedzialna małpa i dziewczyna z fajkami

Zawsze potrafiła dojrzeć piękno natury... Nie bardzo wiedziała w jaki sposób, ale nawet najmniejszy szczegół nie umykał jej wzrokowi. Wybiegła więc dzisiaj z zamku by chodź na krótką chwilę pobyć sama. Zazwyczaj na zmianę towarzyszyły jej dziewczyny - Victorie lub Olivia. Nigdy nie chodziły wszystkie razem.
Lily smutno było gdy widziała to pełne strachu i złości spojrzenie Clark, które kierowała na Hale w każdym przypadku. Nienawidziły się... i nie można było tego zmienić. Nawet rozmowy, które przeprowadzała z Vickie nie pomagały.
- Lila tego nie zmienisz. W życiu trzeba mieć kogoś kto załazi ci za skórę, żeby się pilnować. Dzięki niej nie zrobię nic głupiego, żeby się ze mnie śmiała. A ona? Dzięki nienawiści do mnie zyska pewność siebie. Zobaczysz, że kiedyś będziemy sobie dogryzać w żartach - oznajmiła na jej troski Victorie i poruszyła sugestywnie brwiami. - Ty też sobie kogoś takiego znajdź. Bo jak na razie tylko pan Potter kwalifikuje się do rubryczki "Jak on mnie denerwuje!" 
Właśnie Potter- kolejny problem na jej liście. Ten rozczochrany chłopak wszystko komplikował. Na lekcjach zachowywał się jakby nauka była czymś nie dla niego. Traktował samego siebie jak boga. Co jest w nim takiego zachwycającego? Zastanawiała się.
Słyszała już kilka razy od strony ławki dwóch krukonek, które miały z nimi lekcje, że James to niesamowite ciacho i do tego ponadprzeciętnie inteligenty. ON INTELIGENTNY?! Evans sama posuwała się  do rozmyślań nad tym, czy Potter nie zamienił się na mózgi z szympansem. A tu niespodzianka - w oczach innych on jest MĄDRY. Świat stanął na głowie.
I właśni jakby same myśli mogły przywołać ich obiekt zjawił się wróg numer jeden Lilki. Czego ten rozczochrany idiota ode mnie chce? - zapytała się myślach, ale gdy James usiadł obok niej nawet nie drgnęła.
Czekała.
Oddech lekko zadrżał, a z ust uniosła się mgiełka orzekająca, że jest bardzo zimno. Potter nic nie mówił, po prostu wpatrywał się w nią. Krępowało ja to... niemal dzielił ją na kawałki wzrokiem, jakby usiłując rozpracować. To było wręcz głupie...
- Lily?
Wreszcie się poruszyła. Niespokojnie odwróciła głowę wwiercając spojrzenie szmaragdowych oczu w jego twarz. Po raz pierwszy od długiego czasu powiedział do niej Lily... zawsze była Evans, Marchewa... Dwa czy trzy razy nawet Lilian o szatańskich oczach... ale nigdy nie Lily.
- Ja... ja chciałbym... Cholera nawet nie wiem co bym chciał. Tylko... nie podoba mi się, że tak o mnie myślisz. Nie chcę, żebyś tak o mnie myślała. To... ja wcale nie jestem jakimś aroganckim bucem, za jakiego mnie masz! - powiedział, trochę się jąkając.
Te słowa uderzyły niczym grad o jej mózg zapalając w nim czerwone światełko - nie podoba mu się! Nie podoba mu się! On nie chcę! On nie chcę! A co to oznacza? Że musi to zmienić! Nie doczekanie. Evans szybko podniosła się z ziemi i zaszczycając go tylko jednym stalowym spojrzeniem odeszła w stronę zamku.
- Nie jest aroganckim kretynem tylko w chwilach gdy śpi. A nawet wtedy jest kompletnym cymbałem - mamrotała pod nosem otwierając drzwi do Głównego Korytarza.
Przepełniała ją złość... Miała ochotę mu przyłożyć, mimo że biła się tylko dwa razy w życiu i w pierwszym przypadku było to o lalkę Barbie. Victorie myliła mówiąc, że nienawiść daje coś dobrego. Gniew i niechęć pożera od środka... Ale teraz Evans nie mogła już zapanować nad ogniem, który w niej się palił. Ona nienawidziła Pottera.

***
Abigaile biegła korytarzem, a za nią powiewała długa fioletowa spódnica będąca stałym elementem szkolnego mundurka. Jak mogła spóźnić się na pierwsze w jej życiu zajęcia astronomii. A wszystko z powodu Iolandy! Musiała schować jej buty!
Chuda i dość niska szatynka z włosami wypalonymi przez słońce była jedną lokatorek jej Rocznika. Ogółem w jej Roczniku nie było zbyt dużo dziewczyn zaledwie 7 podczas gdy na innych piętrach wręcz roiło się od płci żeńskiej.
Abi nerwowo odgarnęła odstający kosmyk za ucho i już miała otworzyć drzwi prowadzące na Gwieździste Schody gdy z ciemności dobiegł ją śmiech. Momentalnie odwróciła się i stanęła oko w oko z dziewczyną na IV Roczniku.
Kojarzyła ją - jechały razem kolejką górską do szkoły. Nazywała się Vanessa Santoro i było o niej dość głośno w szkole. Drake nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Dziewczyna na przeciwko niej już zamilkła i teraz tylko wypuszczała kłęby dymu papierosowego ze swoich ust.
- Roczniczka, nie? - zapytała kpiącym głosem i przysiadła na parapecie tuż przy drzwiach.
- T-tak
Słyszała już określenie Roczniczka - nazywali tak uczniów, którzy po raz pierwszy pojawili się w szkole i nie mieli jeszcze określonej barwy talentu. A barwę dostawało się zazwyczaj na początku II Rocznika, gdy każdy przechodził magiczne testy. Barwa świadczyła o mocy i talencie, a jednocześnie sprawiała, że twoja pozycja wśród innych rosła.
Jak zauważyła Abi, na szyi Vanessy wisiała niedbale zawiązana srebrna chusta... Znaczyło to, że Santoro posiada bardzo duże umiejętności magiczne i tylko jeden szczebel brakowało jej do Diamentowej Szarfy, którą otrzymywali uczniowie najwyższej klasy.
- Spóźniłaś się pewnie na astrę? Nie martw się. Jak nie pojawisz się na zajęciach to stara Huquine nawet nie zauważy, że nie ma jakiejś uczennicy - wykrzywiła usta w słabej imitacji uśmiechu i kolejny kłęb pary uciekł z pomiędzy jej warg.  - Ohh! Pamiętam jak ja zawstydzona nosiłam jeszcze ten głupi mundurek
Drake cofnęła się gwałtownie uciekając przed mocno opalona ręką włoszki. Obgryzione paznokcie miały czary kolor, który był w szkole zakazany. Mimo ciemnych barw nigdy nie pojawiało się tutaj cokolwiek przypominające czerń - nawet uczennice o kruczoczarnych włosach były zmuszone do lekkiego rozjaśnienia swoich kosmyków.
- Nie bój... oh! A może lepiej bój. To znacznie poprawi mój autorytet jak pobiegniesz do koleżaneczek z piskiem, że Santoro się na ciebie rzuciła. Oby nie wzięły mnie za pedofilkę - parsknęła i zgasiła wypalonego papierosa - Qual è il tuo nome?*
- Sono Abigaile** i nie mam żadnych koleżaneczek, a już z pewnością nie mam zamiaru uciekać i piszczeć przed una ragazza con narghilè stupidi*** - mruknęła przypominając sobie zasady starowłoskiego
- Non male.**** Może jakoś poradzisz sobie w tej szkole
Vanessa wstała z parapetu i ruszyła ciemnym korytarzem odgarniając kosmyki włosów na plecy. Abi dopiero teraz zerknęła na jej ubiór... A więc mówiła prawdę, że kiedyś nosiła mundurek - teraz już nie. Sama miała na sobie ciężką skórzaną spódnice w głębokim odcieniu fioletu i jasnoszarą bluzkę z ćwiekami. Na to zarzuciła skórzaną kurtkę w najciemniejszym odcieniu szarości. Wyglądała jak prawdziwa buntowniczka...
- Incredibile*****- powiedziała tylko i rzuciła się biegiem na lekcję astronomii.

***
Krztusiła się. Gardło piekło nie miłosiernie, nie mogła złapać oddechu. Zdawała sobie sprawę, że z pewnością wygląda teraz jak burak, ale nie to się liczyło. Z maniakalnym wręcz uporem - ciągle kaszląc - czołgała się w stronę szafki. 
- LILY?! LILY CO SIĘ DZIEJE???!!! 
Z łazienki wypadła Victorie. Jej misterny turban na włosach momentalnie się rozpadł gdy doskoczyła do leżącej na dywanie dziewczyny. Wyglądała na naprawdę przestraszoną, ale chyba każdy by się tak zachował widząc duszącą się współlokatorkę, która pluje na dywan łapiąc oddech. 
- Shshshshsszaaaffkaa kkkkskhhhss! - wykaszlała 
Oczy tak bardzo łzawiły jej od wysiłku, że nie widziała niemal twarzy Hale. Ale czarnowłosa nie była głupia. Widziała kiedyś na filmach ataki duszenia się powodowane astmą, a z niewyraźniej wypowiedzi Lilki wynikało tylko tyle - w szafce jest na to lekarstwo. 
W kilku sekundach wyszarpnęła szufladę i znalazła odpowiednie rozwiązanie - średniej wielkości niebieskie pudełeczko lekko zakrzywione na końcu. Tylko tak w tym momencie mogła opisać inhalator Evans. 

5 minut później... 

- Evans! Ty ruda nieodpowiedzialna małpo! Rzucę na ciebie Cruciatusa...!
- Jak tylko nauczysz się to robić - wtrąciła cicho Lily do tyrady współlokatorki.
Faktycznie mogła uprzedzić Victorie o dość częstych napadach astmy jakie ją nękają podczas przeżywania silnych emocji... jednak zwyczajnie się wstydziła! Posiadała jakąś głupią chorobę, przez którą nie mogła nawet wyściubić nosa zza domu bez odpowiedniego inhalatora i fioletowej tabletki o smaku ślimaków dla złagodzenia obrażeń gardła.
- ZAMKNIJ SIĘ! Jak mogłaś mnie nie uprzedzić?! - warknęła, ani na chwilę nie przerywając swojej wędrówki po pokoju.
Splątane czarne włosy opadały ciężko na jej ramiona jednocześnie mocząc jej szary długi podkoszulek. Lilka już poznała kilka zwyczajów Hale - bo kto by pomyślał, że ta dziewczyna do zaśnięcia potrzebuje bycia szczelnie owinięta kołdrą, za dużego podkoszulka i magicznych słuchawek.
Taaak... magicznych słuchawek bowiem  Victorie uwielbiała przemycać nielegalne i ułatwiających życie rzeczy. Kiedy po raz pierwszy ruszyła się do szkoły nie mogła zapomnieć o zapasie magicznej gumy spalającej metabolizm, którą postanowiła "pożyczyć" od 10 lat starszej cioci. Ale jej asem w rękawie były też magiczne słuchawki potrafiące przechwytywać cudze rozmowy...
- EVANS MÓWIĘ DO CIEBIE! NIE IGNORUJ MNIE!
- Dobrze Viki... Dobrze będę mówić ci już o wszystkich swoich sekretach i problemach... Zadowolona?
- Eh... prawie. Idź do łazienki bo zaraz wróci panna Jestem-małą-wnerwiającą-kujonką-o-wyłupiastych-wielkich-paczadełach i jak zwykle zacznie przynudzać mówiąc o lekcjach!
- Nie mów tak na OLIVIĘ! - zaakcentowała mocno ostatnie słowo i chwyciła za materiał swojej zielonej piżamki.
- Huh! Nie będziesz mi niczego zabraniać! - mruknęła i wskoczyła na swoje łóżko.

***
Dormitorium Huncwotów już po tygodniu szkoły wyglądało jak po przejściu tornada. Kufer Syriusza leżał na środku pokoju i urządzono z niego kosz na śmieci. Za tą oto ozdobę wnętrza chłopacy dostali minus 15 punktów dla Gryffindoru - najwyraźniej profesor McGonagall nie jest wielbicielką segregowania śmieci. 
Peter siedział na łóżku leżącym najbliżej drzwi. Nad jego głową wisiała szafka, która niebezpiecznie drżała po występie jaki urządził Black usiłując na niej usiąść. Niestety półka zbuntowała się pod ciężarem chłopaka i już po chwili siedział na ziemi, a półka powoli wysuwała się ze ściany - Że też wszystko w tym zamku musi być zaczarowane!!! - skomentował to poszkodowany.
Dwa łóżka pod oknem zajmowali zaś Syriusz i James. Ich miejsca wiecznego spoczynku - jak w żartach mówili - stykały się ramami i mogły ze swoich baldachimów tworzyć bezpieczny schron. Taaak! O ile w tych schronach nie roiło się od wszelkiego rodzaju ubrań - poczynając na bokserkach w znicza Pottera a kończąc na sweterku z godłem Blacków należącym do Syriusza. 
Zazwyczaj te rzeczy leżały jednak po stronie Jamesa, bo drugi z brunetów MUSIAŁ wręcz posiadać wygodne łózko i mimo swojej dość drobnej postury zajmował je całe. Ciekawe co będzie za siedem lat gdy to samo posłanie będzie mu służyło do snu. 
Ostatni z lokatorów posiadał łóżko w łagodnej wnęce. Skrywała ona Remusa Lupina w cieniu... Jego oraz miliony książek, które stały w czterech chybocących się stosach tuż przy jego łóżku. Nie był to oczywiście cały edukacyjny dobytek chłopaka - reszta podręczników i encyklopedii upchana była pomiędzy szaty oraz jego bieliznę, które schludnie ułożone były w podniszczonej komodzie. 
Niewątpliwie zakątek należący do blondyna był najczystszym miejscem w dormitorium. Chłopak dbał o porządek i każdy, kto śmiał go zburzyć został natychmiast atakowany książką do eliksirów spoczywającą zawsze w pogotowiu. 
Peter rozglądał się po pokoju i nie dowierzał, że teraz to tutaj będzie mieszkał przez kolejne lata. Wydawało mu się to nie rzeczywiste! Jak ma wytrzymać z ciągle robiącym psikusy Syriuszem, nieustannie poprawiającym sobie fryzurę Jamesem oraz wiecznie zatopionym w lekturze Remusem? Mimo tych "wad" czuł się tutaj akceptowany... Chyba po raz pierwszy w życiu. 

***

- POTTER! BLACK! NA LITOŚĆ BOSKĄ! MIELIŚCIE T-Y-L-K-O PODGRZAĆ WODĘ!!! 
Dwójka brunetów z niewinnymi uśmiechami na twarzach niezauważalnie przybiła sobie piątkę. Nie bardzo zwracali uwagę na czerwonego profesor Slughorna, który z maniakalną wręcz obsesją wycierał swoje biurko, na którym tuż przed chwilą osiadł ciemny dym. 
Najwyraźniej James i Syriusza nie potrafią odróżnić zwykłej czystej wody od wody liliowej posiadającej magiczne zdolności uzdrawiające i każdy z uczniów obecnych w tej klasie boleśnie się o tym przekonał. 
- Zabiję - syczała groźnie Lily Evans usiłując wyczyścić swój ukochany podręcznik z błyszczących drobinek, które nie wiadomo w jaki sposób nie dawały usunąć się z jakiejkolwiek powierzchni. 
Siedząca obok niej Hale rozczesywała włosy szczotką i uśmiechała się pod nosem, na narzekania towarzyszki, ale każdy wiedział, że miała ochotę wsadzić chłopakom tą szczotkę w bardzo intymne miejsce. Mordercze spojrzenia, które posyłała w równych odstępach czasowych w ich stronę doskonale utwierdzały ich w tym fakcie. 
- Minus...! 
- Ale panie profesorze - wtrąciła Lily dając sobie spokój z czyszczeniem podręcznika - Dlaczego za tych pacanów ma płacić cały dom? 
- Panno... 
- Ej! Nie jesteśmy pacanami marchewo - odparł sarkastycznie Syriusz, nie zwracając uwagi, że swoją wypowiedzią zagłuszył profesora. 
- Potter i Black! Szlaban! Dziś o... 
Tak oto po raz kolejny przerwano biednemu nauczycielowi eliksirów - tym razem był to nieznośny dzwonek bił aż pięć razy ogłaszając koniec zajęć. Profesor Slughorn najwyraźniej nie potrafi nawet wymusić swojego posłuszeństwa na rzeczach martwych.
- O 18! - krzyknął mimo, że zarówno James jak i jego przyjaciel pędzili korytarzem w stronę błoni. 
- Głupki - mruknęła tylko Olivia pomagając swojej koleżance spakować kociołek. 

***

Miotła...
Wysokość...
Ten szum w uszach dawał jej ukojenie. Dzięki temu uspokajała się i wszystkie negatywne emocje z niej uciekły. Aktualnie miała godzinę poświęconą wychowawcy piętra - ta godzina wiązała się dla lokatorów piętra 3C z dodatkowym treningiem Qudditcha.
- KAROLINE! NA DÓŁ! ZARAZ KONIEC LEKCJI!
Usłyszała rozbawiony głos wychowawczyni, która dopiero co zsiadała ze swojej miotły. Niechętnie opadła na zimie i nie zatrzymując się na nikogo ruszyła w stronę szatni, tam zanim którakolwiek z dziewczyn choćby drgnęła mocnymi, drewnianymi drzwiami Karoline zmieniła koszulkę i pędem pobiegła do zamku.
Nie chciała by zobaczyli jej grube ciało. Zawsze odczuwała nieprzyjemnie skutki obżarstwa. Niestety nigdy nie mogła oprzeć się domowym wypiekom babci... Później żałowała! Nie miała ani jednej wystającej kości! - przynajmniej tak sama twierdziła.
- AŁA!
Karoline nieprzyjemnie poczuła wbijający się łokieć dziewczyny, która wpadła wprost na nią przerywając jej nieprzyjemne przemyślenia. Razem leżały na lekko brudnych, szarych kafelkach korytarza szkolnego. Ona i dość niska dziewczyna.
Na początku jej nie rozpoznała. Myślała, że to kolejna uczennica Okulu. Nic dla niej nie znacząca nieznajoma. Ale później dostrzegła te charakterystyczne cechy. Czarownica miała krótkie, bo zaledwie sięgające ramion włosy, które były istną mieszanką kolorów! O ciemnego brązu, przed popielaty, dalej złotym, kończąc na białym niczym śnieg.
Znała tylko jedną osobę posiadającą takie niesamowite kosmyki.
- Wiktoria!
- Karoline? To ty?! O rany!
- Jesteś czarownicą?
- No chyba tak. Magicheskoya****** by tu nie wpuścili.
- O rany jak się cieszę!
Wiktoria rzuciła się na nią i sekunda brakowała, aby kolejny raz tego dnia poczuły bliskie spotkanie z podłogą, ale wtedy Karoline delikatnie ale stanowczo objęły chude ręce. Odwróciła się natychmiast i ujrzała przed sobą parę ciemnych, piwnych oczu. 


* z włoskiego: Jak się nazywasz?
** z włoskiego: Jestem Abigaile
*** z włoskiego: jakąś dziewczyną z głupimi fajkami
**** z włoskiego: Nieźle
***** z włoskiego: Niesamowita
******Magicheskoy, to inaczej mugol. Z racji tego, że wydarzenia dzieją się w Polsce, postanowiłam dać mugolom inną nazwę niż w stanach.

niedziela, 24 stycznia 2016

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez Lily z bloga Lily Evans - drobna osóbka, która skradła serce Jamesa Pottera

1. Ulubiony gatunek książki?

Jej! No zawsze i na zawsze, i nawet od zawsze będą to książki fantasty! Uwielbiam świat stworzony przez kogoś. Nie nasza rzeczywistość tylko coś innego... odskocznia od świata, w którym żyjemy. Taak... fantastyka <3

2. Dlaczego zaczęłaś pisać?

Um... Zazwyczaj to jest trudne pytanie. Ale ja zaczęłam pisać jak miałam 10-9 lat xd I nie zgadniecie było to ff na podstawie Zmierzchu (teraz się tego trochę wstydzę xd, a miło ponad 100 rozdziałów!) Więc...Pisałam z nudów. No i w każdej książce czy filmie coś mi się nie podoba. Jestem subiektywna xd Upatruję sobie jednych bohaterów i muszą to oni mieć najlepiej. Dlatego przekształcam całe opowieści na korzyść tych bohaterów... Stawiam wydarzenia tak jak ja bym chciała, żeby się potoczyły. Wiem... Trochę dziwne. Ale zamarzyłam stworzyć coś takiego jak jedna z tych sławnych pisarek.

3. Ile masz wzrostu?

Jestem niestety niska :( I o zgrozo! Mówią nawet na mnie mała. Najmłodsza i najniższa - nie polecam, szczególnie przy moich kolegach. Więc... (wiem, że nie zaczyna się zdania od Więc!) mierze sobie ładne 165

4. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach?

Takiego... odrzucenia. Czasami ludzie mnie nie rozumieją więc zaraz na mnie nagadują. Nie dają mi szansy. Nie próbują jakoś tak mnie ogarnąć. Przecież nie ma szablonu człowieka no nie? (Jej, jej... robi się życiowo, czas to przerwać!) Tak fałszywość i odrzucanie ludzi to najgorsze zuo tego świata. Pomijając brak szacunku do przyrody, ale... ehh... ja już sama tego nie zmienię ;(

5. Jak się uczysz?

Mmm... Chyba dobrze? Nie wiem xd Nigdy nie umiałam oceniać niczego w sobie. Ale chyba jakoś sobie radzę. Poza geografią i trochę angielskim :/ Taaak... Kompletnie nie jarzę tych wszystkich cyferek, klimatów i wszystkiego... Tu wiatry, tam prądy, obszary... To nie dla mnie.

6. Ulubiona książka?

A pytasz się matki, które dziecko kocha najbardziej? Nie... Nie potrafię wybrać książki, która ma 10/10. Są tylko 11/10 xd Nie no... tak właściwie . To każda książka ma w sobie takie coś innego, coś co mnie przyciąga i na tym się skupiam. No i jeszcze te książki różnią się od siebie w pierdziliardach cech...

7. Ulubione zwierzę?

Psy i wiliki <3 Tak zdecydowanie psy i wilki są najpiękniejsze... no chyba, że bierzmy pod uwagę jeszcze czarną panterę (a mooooże różową?) Ale wilki życiem <3

8. Ulubiony przedmiot w szkole?

Um... Polski? Historia? WF? Nie wiem... Nie jestem wielkim suprajsmadafake fanem szkoły. Ze wszystkiego jakoś sobie radzę (no oprócz geografii [*]) Ale jak coś to tylko Polak, Hista i WF są w kategorii ulubione.

9. Kiedy po raz pierwszy przeczytałaś bloga o Jily?

Jej... dawno, dawno temu. Moimi pierwszymi blogami były Dramione i Hermi jako córka Lorda Voldemorta (jeśli chodzi oczywiście o blogi o tematyce Potterowskiej) Później trafiałam na blogi o Huncwotach, ale niektóre Jilly były tam tak bardzo soł słit żygam tenczom, że zraziłam się na trochę. Dopiero od dwóch miesięcy tak naprawdę regularnie czytam Jilly wszystkie jakie znajdę... nabrałam dystansu i jakoś nie czuje cukierkowej mocy. A niektóre blogi, są naprawdę mocne.

10. Jaką będziesz miała średnią na półrocze?

Uuuups... Chyba 4.97? Coś takiego. Nie wiem xd Jakie te pytania dotyczące szkoły a ja taki nieuk... Buuu... strach to wszystko pisać. Wstydzę się xdd

11. W której klasie jesteś?

To prawie równoznaczne z wyjawieniem wieku xd Luudzie.. Pierdziliardy lekcji o bezpieczeństwie w sieci i te sprawy xd Ale okej... Jestem w pierwszej klasie. (tak bardzo małolata... i'm sorry)

czwartek, 24 grudnia 2015

Merry Chrismas i te sprawy ^^

No to tak... piszę to na szybko już po zakończeniu mojej Wigilii, ale czuję się zobowiązana by złożyć wam życzenia czarodzieje ;*

*Wiki buszuje wśród internetów poszukując godnych życzeń*

1 godz później!

 *Wielkie mam to nareszcie i wklejamy! :3*





Życzę Ci byś w święta ulepił bałwana,
 Byś zjechał na sankach i potłukł kolana,
Byś gwiazdkę powiesił na choinki szczycie, 

I byś pamiętał: że masz jedno życie! 

Turururu! A tak w wielkim skrócie: życzę wam wspaniałych świąt i samej radości. Żebyście w przyszłym roku nie żałowali ani jednej sekundy ze swojego życia... No i wszystkiego, wszystkiego najlepszego!

Życzy Azura ew. Wiktoria/Eika <3 


A tutaj wielkie ahcdjndmfnd! 
No ludzie no! Święta nie mają tak wielkiej mocy, żeby pogodzić Pottera i Snape!!


wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział VI - Czyżby wyrzuty sumienia panie Potter?

Nienawidził nocy i mroku. Nienawidził ich z całego serca Kiedy czuł na swoich rękach lepkość niebieskawej ciemności miał ochotę krzyczeć i rozpalić wszystko swoim wzrokiem. Nie mógł tego zrobić... Pozostawało tylko leżeć nieruchomo wpatrując się w aksamitny materiał...
Nie powiesił na swoim baldachimie nic - żadnych zdjęć rodziny, byłych przyjaciół. Coś śmiesznego z dzieciństwa.... Nawet głupich plakatów Qudditcha. Po prostu odciął się od świata... Tak naprawdę chciał najzwyczajniej przestać cierpieć... Próbować pozbyć się listu od matki z głowy... przestać cytować go w myślach... zapomnieć

Jesteś zakałą rodziny... Zdrajcą naszego rodu! Nie możesz śmieć nazywać się moim synem. Nie możesz! Przeklęty Gryfonie! Przeklinam ciebie i twój niezłomny charakter! Od tej pory nie masz matki, nie masz brata! Nie masz ojca!

Wrzask fragmentu listu obijał mu się o uszy. Wyjec nie należał do najprzyjemniejszych rzeczy w  życiu ucznia. Szkarłatna koperta, z wysuniętym złotą wstążeczką zastępującą język, wybuchała opryskując ucznia lekkim białym kurzem i za każdym razem wywrzaskiwała wiadomość.
Kiedy tylko Syriusz tamtego dnia ujrzał tę kopertę na swoim miejscu zerwał się z ławki i potrącając innych uczniów wybiegł z Wielkiej Sali. Co prawda nie na wiele się do zdało... tubalny głos matki wybijał się ponad szum posiłków i i tak dotarł do młodzieży studiującej w Hogwarcie.

Zapomnij Syriuszu... Zapomnij...

Powtórzył jak mantrę i z obawą lekko przymknął powieki... Bał się tego co go czeka gdy odda się w ramiona Morfeusza... Bał się jutra.

***

Nerwowo wygładziła srebrno-czarny krawat. Nienawidziła spóźnialskich ale mieszkając pod jednym dachem z wiecznie roztrzepaną młodszą siostrą musiała przyzwyczaić się do faktu, że dla niektórych osób zegarek jest zbędnym przedmiotem.
Pamiętała nawet rozmowę jej i Lily z dzieciństwa. Młodsza córka Evansów zapytała do czego właściwie służy zegar, przecież czas i tak za szybko płynie i ludzie z zawrotną prędkością ciągle pędzą do przodu.
Tak jak i teraz. Kolejna ślizgonka spiesząca do pokoju wspólnego minęła trzynastolatkę jednocześnie wywołując lekki powiew wilgotnego powietrza. Lochy, czyli część zamku należąca tylko i wyłącznie do Slytherinu - jej Hogwardzkiego domu.
Jego mieszkańców nazywano wężami i ślizgonami, a jak to z wężami bywa każdy kto zamieszkiwał dom Salazara miał bardzo wiele ambitnych i sprytnych planów w głowie, ale w jego żyłach wręcz płynęła czysta złośliwość, której nie dało się stłumić.
Chodź dom ten owiany był dość mroczną chwałą, żaden czarodziej bądź czarownica wychowujący się pod okiem profesor Rachyl - nauczycielki Zielarstwa i opiekunki domu ślizgonów - nie narzekał na brak doświadczenia oraz w późniejszych latach biedę w życiu.
Wręcz przeciwnie - wychowankowie Slytherinu zawsze mieli dość dobrą pozycję w Magicznym Ministerstwie, które zajmowało się niemal każdą sprawą związaną ze światem czarów. Petunia miała nadzieję, że ona również dzięki solidnym kursom zajmie dość pewną pozycję w ciągle wirującym świecie.
- Petii! Przepraszam... wiem, że jesteś na mnie zła. Ale wiesz...! Nadal nie mogę zorientować, się w którą stronę zabiorą mnie te piekielne schody. A wcześniej opowiadałam Victorie o naszej rodzinie. Wiesz kto to jest Victorie, prawda? To na dość wysoka dziewczyna w moim wieku. Ma długie czarne włosy, dzisiaj przy niej siedziałam. Na pewno kojarzysz! Ma nieziemskie oczy....
- Lily, czekaj! Jak ta Victorie ma na nazwisko?
- No jak to jak? Hale oczywiście, zapomniałam ci o tym wspomnieć? A zresztą dlaczego odkąd trafiłaś do Slytherinu tak interesują cię nazwiska? O nie, nie nie! Nawet nie waż się potraktować mojej koleżanki jak kolejnego szczebelka do góry swojej chwały i sławy Petii - rudowłosa ciągle mówiła bez ładu i składu, rugając swoją siostrę za "złe spojrzenie"
Petunia westchnęła cichutko i ze spokojem zniosła kilka kolejnych minut paplaniny o Victorie, która już pierwszego dnia wyciągnęła Evans na przechadzkę. Taaak... Ślizgonka mogła nawet podać z dokładnością jaką okładkę miała książka, którą Hale czytała wczorajszego wieczora.
- Liluś... kochana...
- A wiesz, że to takie niesamowite... No i jeszcze ciocia Minerwa. Teraz mogę ją widzieć co dzień!
- Liluuu ...
- Szkoda mi tylko, że nie jesteśmy w tym samym domu! Dlaczego nie mogłaś trafić do Gryffindoru? A no tak przepraszam cię... wiem, że u ślizgonów ci dobrze. Ale to chyba nie będzie oznaczać, że musimy się nienawidzić. Prawda Petii?
- Lily właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Jesteś moją siostrą i cię kocham, ale będziemy musiały nieco zmniejszyć kontakty. Nie możesz przecież nagle podejść do stołu Slytherinu i się do mnie przytulić - brązowowłosa trzynastolatka ze stanowczością w głosie wypowiedziała te słowa.
Jednak wyczulony zmysł słuchu młodszej siostry natychmiast usłyszał w jej głosie delikatną nutę gdy wymawiała nazwę swojego domu. Tak samo brzmiało w jej ustach imię ich rodziców, a nawet imię Lilian.
- Ale... ale czasami będziemy mogły się widywać? - zapytała cicho.
Jej głos odbił się echem od zimnego kamienia, który pokrywał nagie ściany. W lochach nigdy nie wisiały obrazy... Więc żaden człowiek oprócz Petunii nie mógł zarejestrować tego wydarzenia. Nie mógł zobaczyć smutku rudowłosej, która od początku swojego pobytu w Hogwarcie wypowiedziała tak krótkie i pełne pesymizmu zdanie.
- Tak kochanie - rzekła krótko i przyciągnęła dziewczynkę do siebie. - Postaraj uważać na swoją astmę. Bierz codziennie leki... Po prostu uważaj na siebie i nie paplaj wszystkich swoich sekretów.
Lily tęsknie wtuliła się w ramiona siostry tak sztywne jak na peronie kiedy szła w stronę swojego przyjaciela - Leona. Wtedy powiedziała, że już niedługo pokaże jej wszystko. Teraz niszczyła jedną z radosnych myśli Lil - ,,Mimo, że mieszkamy pod jednym dachem tego zamku będę od niej dalej niż gdybym mieszkała u babci" - westchnęła w myślach i mocniej zacisnęła palce na szacie Petii.

***

Remus ze zmęczeniem potarł skroń. Mijający w szkole czas dawał mu się we znaki. Czuł z tyłu głowy tępe pulsowanie i mógł się założyć, że wokoło oczu pojawiają mu się nieodłączne bruzdy. Z roztargnieniem podrapał się po barku czując twarde zgrubienie.
Blizna.
Jego nieodłączna część przypominająca o przekleństwie, które go spotkało. Nawet na chwilę nie mógł zapomnieć o dzieciństwie. Westchnął ciężko i zamknął opasłe tomisko leżące przed nim. Sennym wzrokiem wodził po bibliotece. Nagle dostrzegł jasny błysk.
Pamiętał tę dziewczynę... zaraz, zaraz... tylko, jak się nazywała.... Olga.. Olimpia... na pewno coś na "O" tak... tak! Olivia! Wstał wolno z krzesła i podszedł do uczennicy.
- Cześć Olivia - powiedział z uśmiechem.
W odpowiedzi na jego przywitanie Clark drgnęła i niemal nie upuściła książek. Może to było głupie, ale od czasu gdy poznała Lupina nie mogła pozbyć się widoku jego ciepłych i mądrych złotych oczu. Teraz widząc chłopaka kilkanaście centymetrów przed sobą zarumieniła się spuszczając wzrok.
-He-hej - zająknęła się cicho i skinęła mu głową.
- Może.... e.... chciałabyś - zaczął kulawo nerwowo pocierając kark ręką.
Nie miał pojęcia po co w ogóle zaczął rozmowę. Nigdy nie potrafił z nikim rozmawiać, a już szczególnie z dziewczynami! Jak by chciał mieć przy sobie Syriusza, który rzucił by jakiś żart na rozluźnienie sytuacji.
- Może chciałabyś ze mną się... się pouczyć? - zapytał nieporadnie machając jedną rękę.
 Olivia mocniej zacisnęła ręce na książce.
- Ja... ekhe.... ja.. bardzo... znaczy... ja naprawdę muszę już iść! - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu i szybko uciekła od zarumienionego chłopaka.
Oczywiście! Cudownie! Spróbował tylko porozmawiać z dziewczyna, którą poznał, a wyszło jakby proponował jej randkę - chociaż wcale tego nie chciał! Dodatkowo jeszcze odmówiła. Bardzo przyjemnie popołudnie - nie ma co.

***

Van szła szybkim krokiem w stronę skrzynki na listy. We Włoskiej Szkole Magii absolutnie zakazane było wpuszczanie sów lub innych zwierząt do zamku. Tak więc tylko wielkie prostokątne pudła stały na parapecie w Salonach Rocznikowych i stamtąd uczniowie mogli odbierać pocztę.
Niosło to za sobą niestety niebezpieczeństwo przeczytania listów przez osobę do tego nie upoważnioną. A gdy w ręce takiej osoby wpadał list miłosny można była zapomnieć o dobrej reputacji wśród kolegów. Vanessa już dawno zabezpieczała swoje koperty magicznym pryskadełkiem, które parzyło w ręce każdego oprócz jej i Amandy. 
- Vanie! Questo è il tuo messaggio bambino* - powiedział uwodzicielsko Tamier z ich rocznika. 
Chłopak boleśnie przypomniał jej o Danielu. Pamiętała jak jej były chłopak była zawsze zazdrosny od złotowłosego podrywacza, który zawsze kusił ją spojrzeniem czarnych oczu. Tamier de Lastro niezaprzeczalnie był, jest i na zawsze będzie mieszanką humorów i wyglądu. Jednak to tylko dodaje mu tak zwanego "uroku" za którym szaleje 80% dziewcząt w całej szkole. 
- Grazie Tam** - mruknęła niewyraźnie i wyłowiła kopertę ze stosu listów. 
Już od razu zauważyła pismo swojej siostry - Camile. Uwielbiała z nią pisać. Mogła wyżalić się jej z każdej głupiej miłości, opowiedzieć o wszystkich kłótniach... Camie była dla niej ostoją od czasu gdy rodzicie zginęli podczas wybuchu w Szpitalu pod wezwaniem świętej Ruelle. 
Taaak... Vanessa już od trzech lat nie miała rodziców. We wszystkim zdawała się na swoją dwudziestoletnią siostrę, która z trudem podjęła opiekę nad nastolatką usiłującą skakać z balkonu przy każdej nadarzającej się okazji. 
Mniej więcej od czasu kiedy te skoki się skończyły Santoro zmieniła się w nieczułą dziewczynę, oszalałą imprezowiczkę, która nigdy nie odmawiała alkoholu i papierosów. Niektórzy mówili, że to dla mugoli - ale ona chyba tylko za te środki ukojenia podziwiała te istoty nie posiadające w sobie ani krztyny magii. 
Dziewczyna wyjęła długo kawałek pergaminu zapisany drobnym i zwięzłym pismem Camie. Brązowe oczy ślizgały się po tekście, który miał przynieść dla niej ukojenie...

Vanillie... 
Pamiętasz jeszcze jak chciałaś mieć tak na imię? Jako mały wnerwiający bahorek ciągle kazałaś się tak nazywać. Nigdy tego nie rozumiałam, ale szanowałam twoją decyzję i nawet tak na ciebie wołałam! Tym razem też postanowiłam zaakceptować twój wybór. 
Przeczytałam list, który mi wysłałaś i powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy... Co prawda sama też kiedyś byłam młoda - nieźle to brzmi prawda? Mogę mówić jak prawdziwa dorosła. Ale wróćmy do tematu...
Dopo tutto, si erano inseparabili!*** On i Amanda obiecywali się tobą opiekować... Wiedzieli o tobie praktycznie wszystko. Pamiętam jak trzymaliście się za ręce. Daniel tyle razy podawał ci chusteczki i nalewał wódki gdy z rozmazanymi oczami siedziałaś na najwyższej wieży w całej szkole... 
Taak! Wiem o tym, że pijesz i palisz. Myślisz, że ja nie? Tylko, że Adrian mi pomaga, a ja go nie krzywdzę. A ty Daniela postanowiłaś wyrzucić jak śmiecia. Chłopacy mają swoje męskie ego, a ty je uraziłaś. I teraz siostrzyczko nie prychaj pod nosem. Wiem, że zawsze musisz wygrywać...Ale
Eh... Vani nie smuć się i nie płacz. Wystarczy teraz tylko unieść kąciki ust do góry i żyć dalej... Przecież zawsze szłaś przez życie z podniesioną głową i zadartym nosem! Jeśli nie chce pogodzić się z Danem to to zrozumiem. Tylko zastanów się... czy to nie on zawsze sprawiał, że się śmiałaś? 
Uh. Pewnie swoim listem tylko pogorszyłam sprawę i pomnożyłam pytania, które tłukły się po twojej głowie, ale pisząc do mnie o swoich problemach musiałaś wiedzieć, że nie jestem w tych sprawach za dobra :) 
Sorella sapere che puoi contare su di me ...**** Ale ja nie rozwiąże za ciebie problemu. Sama musisz dość do ładu z tym wszystkim. Co cię nie zabije to cię wzmocni - tak mówią mugole. 

Powodzenia Vanie
Camille 


Ps.: Znowu nie wzięłaś tabletek! Wiem, że chcesz być niezależna, ale w tej sytuacji Amie sama cię nie opanuje. Proszę Van... Proszę! 
***

Powoli minął pierwszy tydzień szkoły, z każdym dniem było coraz zimniej. Jamesowi jednak to nie przeszkadzało. Przechadzał się po błoniach wdychając mroźne powietrze i rozmyślał... Próbował ułożyć sobie w głowie ten bałagan, który powstał w tak krótkim czasie. Nie spodziewał się, że szkoła przyniesie mu tak wiele problemów. 
Był Potterem więc popularność była jego żywiołem, jednak nigdy nie spodziewał się, że on zarówno jak i Syriusz z taką szybkością zawładną sercami uczniów, którzy zaczną ich wielbić. To mu za bardzo nie przeszkadzało, wręcz mile łechtało jego ego.
Następnym problemem na liście był Remus Lupin. Blondyn, który zajmował z nimi dormitorium. Od pierwszego dnia poczuł nić sympatii z tym niesamowicie wysokim, kościstym chłopakiem. Jednak zdawał sobie sprawę, że mądraliński coś ukrywa. Bo niby to normalne, że już po tygodniu w szkole musiał iść do skrzydła szpitalnego bo, jak on to ujął? Ach.. tak... "zachorował z powodu zimna. Nie jest przyzwyczajony do takich temperatur jakie panują w zamku" - bo ani trochę na każdym kroku nie spotykają kominka.
Ostatnią rzeczą jaka zaprzątała pokrytą czarnymi włosami głowę młodego Pottera była pewna dziewczyna. Posiadaczka jadowicie zielonych oczu bardzo mu zaimponowała ognistym charakterem. Co nie oznaczało, że tak po prostu, zwykła uczennica może nazywać go nadętym i aroganckim bucem. Ale w tych ładnych oczach było coś... coś takiego co wydawało mu się wyjątkowo.
Złość w szmaragdowych tęczówkach mieszała się ze smutkiem, wstydem i niechęcią... wręcz odrazą. Czyżby Lilian Evans traktowała go jak zdechłą dżdżownice kompletnie ignorując kim był. A może po prostu czuła się nim onieśmielona?
Nie miał pojęcia. Jednak wiedział jedna rzecz - musiał koniecznie wyjaśnić tę sprawę, bo nie pozwoli, żeby taka dziewczyna zaprzątała jego głowę przez kolejne noce. Musiał przecież się wysypiać, bo ciemne sińce pod oczami przeraziły go gdy spojrzał w lustro.
Tak oto niemal na zawołanie dostrzegł obiekt jego rozmyślań. Ognistowłosa dziewczyna siedziała skulona nad brzegiem jeziora. To była rzadko spotykany widok... Niemal żadna uczennica nie miała ochoty na wczesne pobudki i tym bardziej na spacery po mroźnym dworze.
Lily jednak to nie przeszkadzało siedziała podciągając nogi pod brodę i przyglądała się krajobrazowi. Faktycznie zasnuty mgłą Zakazany Las pełen niedoskonałości i krzywizn wydawał się wyjątkowy. Również pomarszczona tafla jeziora o magicznym kolorze - połączeniu granatu, fioletu i błękitu - zatrzymywała uwagę.
Ale nie wydawało mu się, żeby Evans - ta kujonka z dziwnym śmiechem potrafiła zachwycać się niezmąconą ciszą tego miejsca. Mimo woli jakaś niewidzialna nitka pociągnęła go w jej stronę i zanim się obejrzał już siadał na brzegu jeziora w niewielkiej odległości od Lily... co zrobić... co zrobić...


*Twoja poczta skarbie
**Dziękuje Tam 
***Przecież byliście nie rozłączni!
****Siostrzyczko wiedz, że możesz na mnie liczyć...


CDN.

Uwaga! Żeby nie było rozdział nie został zbetowany przez nikogo! Więc może zawierać sporo głupich błędów. Postaram się napisać do kogoś, aby sprawdził mi go w najbliższym czasie a teraz proszę wersja od razu napisana przeze mnie :/ 

Także ten : jest Olivia xd Więc punkt dla mnie, chociaż nie mam bladego pojęcia dlaczego wszyscy ją tak bardzo lubią. No ale cóż... 
Iiiii jest aż trójka Huncwotów! Więc również punkt dla mnie... 
No i nie wiem... Bo może nie spodoba wam się wątek Vanessy, no i Petunii, która dwa lata temu została dumną Ślizgonką. Ale po prostu... no potrzebowałam jej do zbudowania całego opowiadania.

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział V - Okropny! Nadęty buc!


-Panno Space! To wręcz nie do pomyślenia! Jestem naprawdę oburzona tym konfliktem! Jak możecie bić się jak zwykli Mugole?! To niedorzeczne!

 Takiego przypadku w naszej szkole jeszcze nie było! Oczywiście, to właśnie pani musiała się w to zamieszać…-Znudzona, ciemnowłosa dziewczyna wysłuchiwała tyrady nauczycielki-opiekunki jej piętra. Wysoka, nieco zbyt koścista czarownica o azjatyckich korzeniach, pani Charley, była wbrew pozorom bardzo rześka i co za tym idzie-niesamowicie wybuchowa.


Karoline (bo tak nazywała się dziewczyna) tylko wywracała oczami. Słyszała opowieści o tej kobiecie - podobno nawet za młodych lat była taką samą pedantyczną panią prefekt.

Space właściwie nie rozumiała o co chodzi nauczycielce. Asia i Karina zabrały jej wszystkie ciuchy, więc chyba miała powód do przyłożenia im parę razy w te ich radosne twarzyczki-przynajmniej tak to sobie tłumaczyła.
W mugolskiej szkole nie było z tym żadnych problemów, a tu zrobili z tego skandal.
- …może chociaż pani powie jaki był powód tej bójki? - Głos pani Charley gwałtownie złagodniał, ale jej policzki nadal nosiły po sobie ślady chwilowego wybuchu w postaci pokazowych zaczerwienień.
- Zabrały mi wszystkie moje ubrania.- Prychnęła Karoline, jednocześnie ciaśniej splatając ręce na piersi.
- Dlaczego tak zrobiły?-Głos opiekunki był irytująco spokojny. Dziewczyna szczerze wolała wysłuchiwać tych krzykliwych tyrad.
- Nie mam pojęcia! Od początku mnie nie lubią!-Westchnęła już mocno zirytowana Space i po raz kolejny wywróciła oczami.
- Ach tak… Nie pozostaje mi nic innego jak tylko przenieść panią. Nie możemy dopuścić do takiej otwartej wrogości w naszej placówce! Czy zgadza się pani na otrzymanie oddzielnej komnaty na piętrze pani Timothy?-Dziewczyna spojrzała na opiekunkę z nadzieją w oczach. Nareszcie nie będzie musiała widywać pogardliwie wykrzywionych twarzyczek Kariny i Asi.-Oczywiście, wiążę się to ze zmianą planu lekcji i innym otoczeniem. A nawet! Zmianą mundurka!-Ciągnęła dalej pani Charley tak, jakby zmiana mundurka była najstraszniejszą rzeczą na świecie.
-Mi to absolutnie nie przeszkadza!-Odparła trochę zbyt entuzjastycznie dziewczyna.
Panna Timothy, nowa nauczycielka, która miała zaledwie 25 lat była dawną trenerką Wonderbolds.
A gdyby ktoś nie wiedział czym jest Wonderbolds powinien natychmiast się wstydzić! - była to bowiem jedyna mieszana drużyna, w której dziewczyna mogła zostać nawet pałkarzem! Oczywiście drużyna grająca w Qudditcha, sport czarodziei niezwykle popularny - choć trzeba było przyznać, że nieco brutalny. Bardzo wielu uczniów, oraz już profesjonalnych zawodników dostawało kontuzji, po których już nigdy nie mogli dojść do dawnej sprawności.
Wracając do pani Timothy.- Była ona srogą europejką, która szkoliła uczniów Polskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa jak najlepiej mogła. Oczywiście, tylko z latania na miotle, bo nie mogła pozbyć się uprzedzeń jakich nabrała do reszty przedmiotów za szkolnych lat, jednak każdy kto dorastał pod jej okiem, mógł rozwijać niesamowite talenty.
- A więc… niech spakuje pani wszystkie swoje rzeczy. - Powiedziała spokojnie nauczycielka.
-Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
Już po chwili obrotowe krzesło w gabinecie nauczycielki było puste, a drzwi  zatrzasnęły się z lekkim hukiem, nie zostawiając śladu po obecności uczennicy. Pani Charley zaśmiała się cicho nad energicznością i emtuzjazmem swojej podopiecznej i sięgnęła po papiery do wypełnienia. Nie wiedziała, że jej dzisiejsze postanowienie zmieni los panny Space.


***


Biblioteka.
  W tym miejscu zawsze panowała nie zmącona niczym cisza, na której straży stała z wyglądu przypominająca orła, pani Prince. Nieco gderliwa bibliotekarka, która była mugolką. Kobieta dostała tą posadę tylko i wyłącznie ze względu na męża, który dawno temu zajmował posadę nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Gdy mąż umarł, zostawiając uwielbiającą ciszę kobietę z małym majątkiem, nie opuściła ona Hogwartu - siejąc postrach wśród czytelników do dziś. 


Dwie dziewczyny, które mimo przeciwieństw w wyglądzie, duszę miały taką samą, siedziały przy jednym z solidnych dębowych stolików i obydwie zagłębiały się w lekturze podobno "porywających" książek o eliksirze zmiennokształtnym.

Nagle niższa z dziewcząt obdarzona długimi złotymi lokami podniosła wzrok swoich bystrych, szarych oczu i przeszyła nim dwie rozmawiające cicho dziewczyny z Hufflepuffu. Jedna usiłowała się uczyć, ale na jej ustach ciągle błąkał się uśmiech wywołany śmiesznymi minami towarzyszki.
Olivia Clark, bowiem tak nazywała się szarooka uczennica, westchnęła cicho widząc tę sytuację. Mimo, że świetnie dogadywała się z Chloe to gdzieś w odmętach umysłu, ciągle wyobrażała sobie, że tuż obok niej siedzi rudowłosa gaduła. Zapewne Lily trajkotałaby bez końca o jakiejś lekcji, albo niesamowitym zdarzeniu, które miało miejsce na korytarzu.
Cała jej paplanina zakończyłaby się wywaleniem na szkolny korytarz i naganą od bibliotekarki.
Clark uśmiechnęła się delikatnie.
Tak cudownie byłoby siedzieć tutaj z Evans, jednak jej błogi uśmiech natychmiast zniwelowało wspomnienie innej dziewczyny. Nigdy by nie pomyślała, że nastolatka może mieć tak okropnie przeszywające oczy, albo posągowa figurę, którą wyróżniała się z tłumu. A jednak....
Tak, Victorie Hale zachłannie zabierała jej przyjaciółkę proponując zamiast książek świetną zabawę i dreszczyk emocji, którego Lily tak pożądała. Olivia nie potrafiła jej dać czegoś podobnego.
Nigdy nie chciała ,,Pójść na całość’’, z zaciętością trzymając się zasad regulaminu i nie widząc innej opcji.
Nagle uświadomiła sobie, że nic na to nie poradzi. Zielonooka Gryfonka, będzie musiała sama wybrać sobie towarzystwo, a ona… jako prawdziwa Clarkówna nie może się załamać odrzuceniem. To był wybór jej przyjaciółki i koniec.

***

Dwójka chłopaków biegła korytarzem. Jeden z wyraźnym, psotnym uśmiechem na twarzy specjalnie się ociągał tylko po to by na twarzy drugiego pojawiło się większe zdenerwowanie.
W końcu wytrącanie z równowagi wszystkich ludzi było wręcz pasją życiową Pottera. - James pośpiesz się! McGonagal nas upiecze żywcem, jeśli trzeci raz z rzędu się spóźnimy!
Black był już naprawdę zdenerwowany. Rzadko kiedy przerażał się spóźnieniem na lekcje, ale nie uśmiechał mu się kolejny tygodniowy szlaban kiedy rozpocznie się już sezon Qudditcha. Oznaczałoby to, że nie pójdą na pierwszy mecz.
- Black nie histeryzuj! - JA HISTERYSTERYZUJĘ?! JA?! - Zamknij się już, jesteśmy przed salą. - zachichotał młody Potter i pewnie otworzył drzwi otworzył drzwi. Od razu uderzył go fakt, że Lily Evans samotnie siedzi w ich ławce i ma nieciekawą minę. Policzki płonęły jej żywym ogniem i nerwowo zerkała w stronę drzwi, kiedy dostrzegła jego wzrok niemal zmiażdżyła go wściekłym spojrzeniem.
Ona to zrobiła specjalnie! Black przełknął głośno ślinę.
- Potter! Black! Proszę siadać na wolnych miejscach -Oznajmiła chłodnym głosem profesorka. Jamesa zszokowało to, co powiedziała nauczycielka. Uśmiechnął się jednak pewnie i zamrugał oczami. To musiało być zwykłe nieporozumienie! Już miał zamiar się kłócić, gdy za jego plecami odezwał się Syriusz. - Ale… Ale proszę pani -Zaczął chłopak, jednak głos uwiązł mu w gardle na widok McGonagal.
- Ja myślę, że w najbardziej optymistycznej wersji już po 60 sekundach ćwiczeń w parach się na niego wydrze. Dlatego z nią nie usiadłem…-Odparł uśmiechając się łobuzersko.
Profesorka skazała go na siedzenie z jedną z wybuchowych przyjaciółeczek. Nie miał pojęcia czy wybrać wredną i ironiczną Hale, czy też szaloną i denerwującą Evans. Przez kilka minut skakał wzrokiem od jednej do drugiej, aż w końcu westchnął zrezygnowany. - Nienawidzę cię Black - syknęła Victorie, kiedy opadł na miejsce obok niej-Przesadziła nas tylko dlatego, że kiedyś z wami rozmawiałyśmy. Mogę dać sobie rękę uciąć, że Lilly zabije Pottera po piętnastu minutach. Hale prychnęła cicho i wymamrotała pod nosem niewyraźną groźbę. Dziewczyna w swojej bezradnej złości wyglądała niemal uroczo.
- Dobra rozejm. Niech ta stara jędza da nam spokój. -Westchnęła cicho.
Kiedy Black bardziej się rozluźnił kładąc rękę tuż obok jej zeszytu warknęła na niego niczym tygrysica. - Zabieraj stąd to łapsko! - Bo co mi zrobisz złośnico?! - PANIE BLACK! PANNO HALE! Tak wam się podoba wspólne siedzenie? Możecie tak pozostać do końca roku, jeśli tylko macie ochotę! - Rozdzielił ich głos profesorki. Obydwoje zareagowali lawiną sprzeciwu, a Syriuszowi niemal odpadła głowa od zawziętego kręcenia nią. Hale również wydawała się przerażona perspektywą tylu godzin spędzonych w towarzystwie chłopaka. Niemal poróżowiała, kiedy profesorka zadowolona odwróciła się do tablicy. - I to jest dobry pomysł.
W sumie… to zafascynowanie jego osobą nawet mu odpowiadało.
- Tylko nie pozwalaj sobie na za dużo.-Warknęła, a Syriusz uśmiechnął się łobuzersko i puścił jej oczko. Dziewczyna jako jedyna z ich rocznika nie licząc swojej przyjaciółki była całkowicie obojętna na jego wdzięki. Chłopak spotkał się już z chichotaniem kiedy uśmiechnął się do jednej z Krukonek, lub mocnymi rumieńcami, kiedy zapytał o drogę blondwłosą Puchonkę.
To było nieco dziwne, ale miło łechtało jego ego.

***

- Egoistyczny! Nadęty! Buc!

- Och już przestań Lily, mój kuzyn nie jest taki zły.

- NIE JEST TAKI ZŁY?!-Pisnęła histerycznie rudowłosa Gryfonka.-On jest niemoralny!!!

Dziewczyna była tak rozdygotana, że nie miała siły nawet pisać głupiego eseju dla McGonagal. To było bardzo do Evans nie podobne… Jeszcze nikt nie wyprowadził jej tak mocno z równowagi jak czarnowłosy Potter. 

Nie umknęło to uwadze Victorie, która już od piętnastu minut była bierną słuchaczką wywodu Lilian.

- Nie rozumiem, jak cioci…

- LILA! - zaprotestowała cicho Victorie rozglądając się na boki.Siedziały w przytulnym rogu pokoju wspólnego, tuż obok schodów do damskich dormitoriów.

Jeszcze tego brakowało, żeby Evans powiedziała wszystkim w pokoju wspólnym, że Minerwa McGonagal jest siostrą jej matki. Wystarczy już im wzajemna nienawiść między nią, a Potterem, którego cały ich rocznik niemal wielbi.

-  CO???!!! Ach.. no tak. Wybacz… - Zreflektowała się, natychmiast opadając na fotel. 

Vika westchnęła i ze znudzeniem powróciła do przyglądania się błoniom, które pogrążone w ciemności wydawały się jeszcze bardziej magicznie niż za dniaZ pewnością każdy artysta znalazłby w tym krajobrazie inspirację do wszystkiego: muzyki, poezji, rysunku... 

Tak też było z młodą Hale. Każdy szczegół zastępowała jej nuta. Niemal słyszała słodkie dźwięki, a palce same układały się w akrody, gdy wpatrywała się w tą magię krajobrazu.Światło latarni zawieszonej przed wejściem do szkoły drgało lekko ukazując plamy na zroszonej wodą trawie.

Chyba pora sięgnąć po dawno zapomnianą gitarę...


CDN.


Hej! Haj! Heloł i te sprawy! Mam rozdział ;3 Wzięłam się za siebie i napisałam. A poprawiała go (uwaga, uwaga! w ciągu GODZINY) moja koleżanka <3 Znana dla was pod pseudonimem Rzepicha. Mam nadzieję, że jak tako rozdział ten wyszedł i w miarę wam się podoba, a ja już lecę pisać następny ;)

Pozdrowionka kochani,
Azura

Ps.: Widzieliście filmiki bohaterów - prawda?

piątek, 9 października 2015

Rozdział IV - Od tej chwili zaczyna się więź

Rozdział IV

Rozdział poprawiała black opium. 
A dedykuje go Roxanne, która jako jedyna skomentowała poprzedni rozdział. Bardzo ci dziękuje ;** ;# Zapraszam do lektury! 

Czarnowłosa dziewczyna otworzyła powieki i cicho jęknęła. Ostre promienie jasnego słońca świeciły w jej twarz. Przez chwilę leżała jeszcze nieruchomo, siłując zasnąć, ale była całkowicie rozbudzona.
Z westchnieniem usiadła na łóżku i rozejrzała się po dormitorium. Jej wzrok natychmiast padł na świecący na różowo zegarek należący do Clark. Natychmiast jęknęła… Była dopiero piąta! Jeśli dobrze pamiętała, śniadanie rozpoczynało się o dziewiątej.
– Głupia, głupia, głupia! – wymamrotała sama do siebie.
Klnąc po cichu, wstała z rozmachem z łóżka i powędrowała do drewnianych drzwi. Wpadła jak burza do łazienki i obmyła twarz chłodną wodą. Była naprawdę zdenerwowana. Zwykle nie można jej zwlec z łóżka o dwunastej, a teraz piąta, a ona wstaje!
Gwałtownie się zatrzymała. Przecież wujek tyle opowiadał jej o Hogwarcie! Nie musiała się tu nudzić! Były o wiele ciekawsze rzeczy…
Na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Nie chciała jednak zwiedzać zamku sama. Przydałaby się jej towarzyszka. Rozejrzała się po pokoju i natychmiast jej wzrok padł na Lily. Trzeba było tylko ją obudzić. Trudno było przepuścić taką okazję, a miały przecież cztery godziny.
 A jednak wczesne wstawanie się opłaca.
Delikatnie odkręciła kran i zmoczyła ręce. To był najskuteczniejszy sposób na obudzenie rudowłosej dziewczyny.  Pamiętała, jak jej kuzynki budziły ją tak za każdym razem.  Po chwili na palcach skradała się do łóżka Lily.
Kilka minut później dormitorium Gryfonek wypełnił zduszony okrzyk, gdy Lily poderwała się z pięściami do winowajcy. Czarnowłosa dziewczyna, śmiejąc się cicho, zatkała usta współlokatorki i szeptem wyjaśniła sytuację.
– Serio? A ty wiesz, że są skróty?
– No jasne, że wiem. Wujek mi opowiadał.– Wywróciła oczami.
– A wiesz gdzie?
– Tego nie.– Westchnęła zrezygnowana.– Będziemy musiały same się dowiedzieć.
– Dobra, szybko. To będzie taka supertajna misja? –  zapytała Lily, stawiając nogi na ziemi.
– Tak. Bardzo tajna misja – odparła z tajemniczym błyskiem w oku Hale.
Już dziesięć minut później pędziły przez korytarze, chichocząc. Postanowiły zacząć od holu. Każdy przeciętny człowiek stwierdziłby, że są nienormalne, skoro pytają obrazy o tajemnicze przejścia lub zaglądają za gobeliny. One jednak, z wielkimi uśmiechami na twarzy, przeszukiwały każdy kawałek korytarza od wejścia do Hogwartu.
Lily z błyskiem w oku odsłoniła gobelin, na którym wyhaftowano lwa. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, kiedy dostrzegła długi, ciemny korytarz. Już miała zamiar krzyknąć, aby oznajmić znalezisko Victorie…, kiedy dostrzegła zbliżającą się do niej pędem dziewczynę. Miała dość zdenerwowanie wypisane  na twarzy
– Lily, zwijam… - gwałtownie urwała wpatrując się w coś ponad głową Lily - Ooooo…. Dzień dobry pani profesor?
– D-dzień dobry – wyjąkała Lily.
Bardzo powoli się odwróciła i stanęła obok Viki.  Stały oko w oko z wysoką czarownicą. Miała brązowy kok na głowie i lustrowała ich wzrokiem. Była najwyraźniej zaskoczona, że uczennice już pierwszego dnia swojej nauki są na korytarzu, kiedy inni smacznie śpią w łóżkach. To było bardzo podejrzane.
– Lily, co tutaj robisz?
– J-ja, ciociu… No my chciałyśmy trochę pozwiedzać zamek. Bałyśmy się, że jak późno wyjdziemy to zabłądzimy i nie zdążymy na śniadanie – zaczęła szybko tłumaczyć.
– Dobrze, dobrze! Rozumiem… Chyba jednak za wczesną porę wybrałyście. Szybko do wieży.Lily… Tylko powiedz. Jak czuje się babcia? – Ściszyła głos, patrząc niepewnie na towarzyszkę dziewczyny.
– Wszystko dobrze. Jutro ma wysłać do mnie list. Do ciebie, ciociu też pewnie, napisze – Uśmiechnęła się uspokajająco i pociągnęła Victorie za rękę.
Przez głowę Lily przewijała się długa lista wymówek, dlaczego to nazwała surową profesor McGonagall ciocią, a jej oddech niespokojnie przyśpieszył. Czarnowłosa dziewczyna jednak była zbyt zaskoczona i otępiała tym spotkaniem, żeby o cokolwiek pytać.
Tuż przy oknie, w korytarzu, który prowadził do wieży Gryfonów, Evans przystanęła. Powoli, wręcz bardzo powoli odwróciła się w stronę koleżanki. Westchnęła, kiedy Hale zmierzyła ją wzrokiem pod tytułem ,,Gadaj, bo i tak się dowiem’’
– Minerwa McGonagal z domu Mountrose jest moją ciotką - powiedziała cicho.
– ŻE CO?!
– Że to! Zadowolona?! McGonagal to moja ciotka, siostra mojej mamy. Wyszła za mąż, ale po roku owdowiała. Zadowolona tym wyznaniem czy jeszcze rozwijać? - zapytała, a jej twarz zapłonęła wściekłym rumieńcem.
– Lily czekaj! – Dziewczyna złapała za rękę oddalającą się przyjaciółkę – To nie tak… Po prostu… Hm… jestem zaskoczona i nie bardzo wiem, co powiedzieć. Rzadko, kiedy się zdarza, żeby nauczyciel Hogwartu nauczał swoją rodzinę. A już szczególnie… no hm… moja kuzynka opowiadała, że McGonagall…
– Wiem… Ale tak już jest. Nie mogę nic z tym zrobić. A wiesz o tym tylko ty.
– To będzie nasza słodka tajemnica – obiecała z delikatnym uśmiechem Viki.
– Czy ja wiem, czy taka słodka? Mi się taka nie wydaje…
Obydwie wybuchnęły niekontrolowanym śmiechem. Dopiero po chwili sobie uświadomiły, że jak ciocia Lily jeszcze raz je nakryje,to będą miały naprawdę spore kłopoty.
Z uśmiechami na ustach ruszyły w stronę portretu Grubej Damy.
***
Gadatliwe obrazy choć trochę ośmielały uczniów, o ile ci nie uciekli wcześniej z piskiem. Olivia samotnie przemierzała korytarz z głową opuszczoną w dół, kurczowo zaciskając rękę na książce.
Nie rozumiała, dlaczego Lily na nią nie zaczekała.
 Przypuszczała, że o wiele wcześniej wybyła gdzieś z Hale, która pojawiła się w ich dormitorium. Już od pierwszych chwil Clark ją znienawidziła, gdyż tak jak na jej gust była zbyt szalona i wybuchowa, a przede wszystkim chamska.
Clark westchnęła i machinalnie poprawiła spódniczkę. Stała przed drzwiami Wielkiej Sali. Powoli przekroczyła próg i rozejrzała się dokoła. Panował niesamowity gwar, każdy jadł bądź rozmawiał z przyjaciółmi, a ławka średnio co minutę zgrzytała o podłogę.
Nawet się nie zorientowała, że że w tłumie Gryfonów wypatruje tylko jednego: rudej czupryny.. Nie musiała długo szukać jej wzrokiem. Już po chwili dostrzegła Lily zaśmiewającą się do łez w towarzystwie leżącej na stole Victorie oraz wesołych chłopaków.
Olivia chciała tam podejść. Uśmiechnąć się wesoło i zapytać czy może dołączyć. Naprawdę tego chciała! Jednak coś jej na to nie pozwalało. Może to wrodzona nieśmiałość sprawiała, że bała się zagadać do tak zgranej już po kilku minutach grupki osób?
Skończyło się oczywiście na tym, że przycupnęła na brzegu stołu, z niechęcią grzebiąc w misce płatków. Jako jedyna osoba siedziała osamotniona. Do czasu…
– Hej… Mogę się dosiąść? – Usłyszała cichy szept tuż obok siebie.
Zaskoczona podniosła głowę i natychmiast skrzyżowała spojrzenia z kolejną pierwszoklasistką. Dziewczyna miała opaloną cerę i czarne, krótkie kosmyki włosów. Ale oczy… Obsydianowe tęczówki przerażały swoim blaskiem.
– J-jasne.
 Blondynka w duchu przeklęła się za to zająknięcie i usiłując przybrać wesoły uśmiech na twarz, zagaiła rozmowę:
– Jesteś Chloe, tak?
– Mhm… Chloe… Chloe Primerose – powiedziała niepewnie.
– Ja jestem…
– Olivia Clark. Wiem.– Czarnooka dziewczyna posłała w jej stronę półuśmiech.
Blondynka uśmiechnęła się szerzej i rozpoczęła rozmowę. To było takie…. Takie naturalne! Wydawało się nawet prostsze niż znajomość i rozmowy z Lily. Czuła się swobodnie… Wiedziała, że Chloe zrozumie każdą jej myśl. To było niesamowite!
***
Rozczochrane brązowe włosy, sińce pod oczami nieudolne zakamuflowane makijażem, smutne oczy, wymięta koszula… Nie była to twarz idealna do reklamy. Niestety, nic nie można było z tym zrobić. Vanessa Santoro po przepłakanej nocy nie mogła wykrzesać z siebie chociaż najmniejszego uśmiechu.
Przybita skierowała swoje kroki do stoliku, przy którym zawsze siedziała. Był to stolik elity ich rocznika. Ze smutkiem zauważyła, że Daniel usiadł razem ze swoją kuzynką i ze znudzeniem wysłuchiwał się w paplaninę ich przyjaciółek.
– Van… Nie wyglądasz najlepiej – usłyszała przy swoim uchu cichy komentarz.
Odwróciła zirytowana głowę. To Amanda z szerokim uśmiechem zajmowała krzesło tuż obok niej. Brązowowłosa zlustrowała ją wzrokiem. Jej przyjaciółka wyglądała tak samo jak ostatnim razem ­– delikatna różana cera, iskrzące niebieskie oczy ukryte za okularami, dołeczki w policzkach, lśniące i czarne niemal granatowe włosy. Właśnie taką Amie kochała.
– Dzięki, za pocieszenie – mruknęła
– Głos też masz nie najlepszy. Ale to zwalimy na chrypkę…
– Non calci mentire Amie*
– Nie kopię, tylko myślę, jaka choroba ma takie objawy jak te, które przejawiasz. Na razie pasuje tylko nieszczęśliwe zakochanie i złamane serce. Ale te opcje wykluczamy… verità?** – Zachichotała.
Vanessa nie miała nawet siły naskoczyć na dziewczynę. Amanda usilnie próbowała poprawić jej humor, co niestety nie było jej mocną stroną. Santoro doceniła jednak chęci i usiłowała zmusić się do bladego uśmiechu.
– Hej… Nessie wszystko będzie dobrze!
– No! Nulla sarà bene***
– Calma…**** Wczoraj zrobiłaś przedstawienie, to teraz nie dawaj im sat... staty... saytysfakc.. soddisfazione***** - szepnęła Amanda chwytając przyjaciółkę za ramię.  – Wszystko będzie Okey. Obiecuję.
– Obyś miała rację - powiedziała cicho.
W jej głowie szalała ogromna burza. Nie miała pojęcia, co robić… Czy ma go błagać o wybaczenie i stracić dobrą opinię wśród rówieśników? A może każdego dnia patrzeć na to, co straciła? Nie wiedziała… To było za trudna decyzja. Nie potrafiła jej podjąć… A ostatnie szanse wymykały się jej pomiędzy palcami.
***
– Dlaczego nie poszliśmy z Lily i Victorie?! Powiedzcie mi, bo rozwalę sobie głowę o ścianę.
– Ale Remus… luzik. My sobie sami poradzimy.
– Radzicie sobie sami już od dwudziestu minut! Spóźnimy się na transmutację!
Szkolne korytarze rozbrzmiewały echem kłótni idących szybko chłopaków. Średniego wzrostu blondyn, który miał panikę wymalowaną na twarzy, rzucał w stronę pozostałej trójki pełne rozpaczy komentarze.
Przyjaciele chyba nie bardzo przejmowali się przerażeniem złotowłosego, bo z uśmiechem wymieniali się uwagami co do kierunku dalszej wędrówki. Nie myśleli za grosz o spóźnieniu na transmutacje – bardziej obchodziło ich to, że nie znają ani trochę zamku! To było nie do pomyślenia.
– Musimy zbadać jego historię…
– Odkryć wszystkie korytarze…
– To niebezpieczne. Nie pamiętacie, że woźny może was przyłapać? – wtrącił się do rozmowy Peter nerwowo przeczesując rzadkie włosy.
– Oj tam, oj tam! Nie panikuj! Nie damy się złapać – odparł z łobuzerskim uśmiechem Syriusz
– Na pewno coś wykombinujemy
– No jasne! Panowie-jesteśmy-najmądrzejści-na-całym-świecie
Remus Lupin w wyraźną irytacją przysłuchiwał się dwójce szatynów. Nie był ani trochę zadowolony z tego, że już od kilku minut są spóźnieni na lekcję z profesor McGonagal. Rozglądał się po korytarzach, aż wreszcie coś przyciągnęło jego uwagę.
– PATRZCIE! SALA OD TRANSMUTACJI!
Blondyn z absurdalnym uśmiechem na ustach rzucił się w stronę drzwi, na których wisiała maleńka tabliczka. Przeczytał napis z niemałym zaskoczeniem. To tutaj nauczała profesor McGonagal! Co za niesamowite szczęście.
Chłopak natychmiast otworzył drzwi, a jego uśmiech zgasł tak szybko jak się pojawił. Profesorka patrzyła w stronę wejścia i nie wygląda na zadowoloną. Ściągnięte usta i lodowaty wzrok sprawiły, że ciarki przeszły mu po plecach.
– Jak miło, panowie, że zaszczyciliście nas swoją obecnością
Głos nauczycielki ociekał ironią i wściekłością. Oprócz tego zdania nie powiedziała nic innego. Wskazała tylko ostrym gestem w stronę dwóch pustych ławek i odwróciła się do tablicy. Remus posłusznie zajął jedno z miejsc, a tuż obok niego usiadł Peter.
–Zabiję was kiedyś – syknął w stronę siedzących za nimi chłopaków
– Lupin, nie panikuj. McSztywna nie odjęła nam nawet punktów….
– PANIE BLACK! Ma pan ochotę odpowiedzieć na pytanie dotyczące transmutacji koloru? – Rozległ się surowy głos profesorki, która trzymała w dłoniach różdżkę
– Nie pani profesor… po prostu pytałem kolegę, czy wie może… CO DZIŚ BĘDZIEMY ROBIĆ NA ZAJĘCIACH? – wypalił na poczekaniu Syriusz, zezując w boki
Z zapartym tchem obserwował reakcje nauczycielki. W klasie ucichło i tylko jeden szept przedarł się przez niezmąconą ciszę:
– Co za palant – jęknęła Lily siedząca ławkę za nimi
– Doskonale się pani wyraziła panno Evans. Jednak -5 punktów za urażenie dumy kolegi – powiedziała nauczycielka, udając uprzejmy uśmiech – zaś sam pan Black zgłosi się do mnie dzisiaj o osiemnastej. Może ewentualnie zabrać ze sobą pana Pottera.– Spojrzała surowo na chichoczącego Jamesa.
Czarownica odwróciła się na pięcie i powróciła do przerwanego wykładu. Syriusz zaś odetchnął z ulgą, kiedy spojrzenie McGonagal przestało wwiercać się w jego twarz. Zerknął na bladego przyjaciela i dał mu mocną stójkę w bok.
- Spoko. To i tak by kiedyś nastąpiło - szepnął, notując pierwsze zdanie na swoim pergaminie.
- Ale tak szybko?!
- Taki już nasz los…
Dwójka szatynów nie odzywała się już do końca lekcji, wymieniając tylko między sobą ukradkowe uśmiechy. W ich głowach huczały dwa słowa - ,,Pierwszy szlaban’’

*Nie kop leżącego Amie 
**Prawda? 
***Nie! Nic nie będzie dobrze! 
****Uspokój się 
*****Satysfakcji (Amie nie do końca potrafi posługiwać się angielskim chociaż jest on wymagany w włoskiej szkole magii, jest tak ze względu na to, że angielski język został ogłoszony językiem międzynarodowym wszystkich magicznych krajów) 
CDN.

Hejka! Dzięki black opium. nareszcie mam nowy rozdział już gotowy. Mam nadzieję, że się podoba ;) Krytykujcie, oceniajcie. Róbcie co tam chcecie :* Jedynie zapraszam do podstronki ,,Dormitorium" tam dzięki niesamowitej Francine Elandie mamy na stronce cudne przedstawienie postaci ;* Nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy rozdział, ale już pracuje nad kolejnym ^^ Pozdrawiam cieplutko, Azura