piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział VII - Ruda, nieodpowiedzialna małpa i dziewczyna z fajkami

Zawsze potrafiła dojrzeć piękno natury... Nie bardzo wiedziała w jaki sposób, ale nawet najmniejszy szczegół nie umykał jej wzrokowi. Wybiegła więc dzisiaj z zamku by chodź na krótką chwilę pobyć sama. Zazwyczaj na zmianę towarzyszyły jej dziewczyny - Victorie lub Olivia. Nigdy nie chodziły wszystkie razem.
Lily smutno było gdy widziała to pełne strachu i złości spojrzenie Clark, które kierowała na Hale w każdym przypadku. Nienawidziły się... i nie można było tego zmienić. Nawet rozmowy, które przeprowadzała z Vickie nie pomagały.
- Lila tego nie zmienisz. W życiu trzeba mieć kogoś kto załazi ci za skórę, żeby się pilnować. Dzięki niej nie zrobię nic głupiego, żeby się ze mnie śmiała. A ona? Dzięki nienawiści do mnie zyska pewność siebie. Zobaczysz, że kiedyś będziemy sobie dogryzać w żartach - oznajmiła na jej troski Victorie i poruszyła sugestywnie brwiami. - Ty też sobie kogoś takiego znajdź. Bo jak na razie tylko pan Potter kwalifikuje się do rubryczki "Jak on mnie denerwuje!" 
Właśnie Potter- kolejny problem na jej liście. Ten rozczochrany chłopak wszystko komplikował. Na lekcjach zachowywał się jakby nauka była czymś nie dla niego. Traktował samego siebie jak boga. Co jest w nim takiego zachwycającego? Zastanawiała się.
Słyszała już kilka razy od strony ławki dwóch krukonek, które miały z nimi lekcje, że James to niesamowite ciacho i do tego ponadprzeciętnie inteligenty. ON INTELIGENTNY?! Evans sama posuwała się  do rozmyślań nad tym, czy Potter nie zamienił się na mózgi z szympansem. A tu niespodzianka - w oczach innych on jest MĄDRY. Świat stanął na głowie.
I właśni jakby same myśli mogły przywołać ich obiekt zjawił się wróg numer jeden Lilki. Czego ten rozczochrany idiota ode mnie chce? - zapytała się myślach, ale gdy James usiadł obok niej nawet nie drgnęła.
Czekała.
Oddech lekko zadrżał, a z ust uniosła się mgiełka orzekająca, że jest bardzo zimno. Potter nic nie mówił, po prostu wpatrywał się w nią. Krępowało ja to... niemal dzielił ją na kawałki wzrokiem, jakby usiłując rozpracować. To było wręcz głupie...
- Lily?
Wreszcie się poruszyła. Niespokojnie odwróciła głowę wwiercając spojrzenie szmaragdowych oczu w jego twarz. Po raz pierwszy od długiego czasu powiedział do niej Lily... zawsze była Evans, Marchewa... Dwa czy trzy razy nawet Lilian o szatańskich oczach... ale nigdy nie Lily.
- Ja... ja chciałbym... Cholera nawet nie wiem co bym chciał. Tylko... nie podoba mi się, że tak o mnie myślisz. Nie chcę, żebyś tak o mnie myślała. To... ja wcale nie jestem jakimś aroganckim bucem, za jakiego mnie masz! - powiedział, trochę się jąkając.
Te słowa uderzyły niczym grad o jej mózg zapalając w nim czerwone światełko - nie podoba mu się! Nie podoba mu się! On nie chcę! On nie chcę! A co to oznacza? Że musi to zmienić! Nie doczekanie. Evans szybko podniosła się z ziemi i zaszczycając go tylko jednym stalowym spojrzeniem odeszła w stronę zamku.
- Nie jest aroganckim kretynem tylko w chwilach gdy śpi. A nawet wtedy jest kompletnym cymbałem - mamrotała pod nosem otwierając drzwi do Głównego Korytarza.
Przepełniała ją złość... Miała ochotę mu przyłożyć, mimo że biła się tylko dwa razy w życiu i w pierwszym przypadku było to o lalkę Barbie. Victorie myliła mówiąc, że nienawiść daje coś dobrego. Gniew i niechęć pożera od środka... Ale teraz Evans nie mogła już zapanować nad ogniem, który w niej się palił. Ona nienawidziła Pottera.

***
Abigaile biegła korytarzem, a za nią powiewała długa fioletowa spódnica będąca stałym elementem szkolnego mundurka. Jak mogła spóźnić się na pierwsze w jej życiu zajęcia astronomii. A wszystko z powodu Iolandy! Musiała schować jej buty!
Chuda i dość niska szatynka z włosami wypalonymi przez słońce była jedną lokatorek jej Rocznika. Ogółem w jej Roczniku nie było zbyt dużo dziewczyn zaledwie 7 podczas gdy na innych piętrach wręcz roiło się od płci żeńskiej.
Abi nerwowo odgarnęła odstający kosmyk za ucho i już miała otworzyć drzwi prowadzące na Gwieździste Schody gdy z ciemności dobiegł ją śmiech. Momentalnie odwróciła się i stanęła oko w oko z dziewczyną na IV Roczniku.
Kojarzyła ją - jechały razem kolejką górską do szkoły. Nazywała się Vanessa Santoro i było o niej dość głośno w szkole. Drake nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Dziewczyna na przeciwko niej już zamilkła i teraz tylko wypuszczała kłęby dymu papierosowego ze swoich ust.
- Roczniczka, nie? - zapytała kpiącym głosem i przysiadła na parapecie tuż przy drzwiach.
- T-tak
Słyszała już określenie Roczniczka - nazywali tak uczniów, którzy po raz pierwszy pojawili się w szkole i nie mieli jeszcze określonej barwy talentu. A barwę dostawało się zazwyczaj na początku II Rocznika, gdy każdy przechodził magiczne testy. Barwa świadczyła o mocy i talencie, a jednocześnie sprawiała, że twoja pozycja wśród innych rosła.
Jak zauważyła Abi, na szyi Vanessy wisiała niedbale zawiązana srebrna chusta... Znaczyło to, że Santoro posiada bardzo duże umiejętności magiczne i tylko jeden szczebel brakowało jej do Diamentowej Szarfy, którą otrzymywali uczniowie najwyższej klasy.
- Spóźniłaś się pewnie na astrę? Nie martw się. Jak nie pojawisz się na zajęciach to stara Huquine nawet nie zauważy, że nie ma jakiejś uczennicy - wykrzywiła usta w słabej imitacji uśmiechu i kolejny kłęb pary uciekł z pomiędzy jej warg.  - Ohh! Pamiętam jak ja zawstydzona nosiłam jeszcze ten głupi mundurek
Drake cofnęła się gwałtownie uciekając przed mocno opalona ręką włoszki. Obgryzione paznokcie miały czary kolor, który był w szkole zakazany. Mimo ciemnych barw nigdy nie pojawiało się tutaj cokolwiek przypominające czerń - nawet uczennice o kruczoczarnych włosach były zmuszone do lekkiego rozjaśnienia swoich kosmyków.
- Nie bój... oh! A może lepiej bój. To znacznie poprawi mój autorytet jak pobiegniesz do koleżaneczek z piskiem, że Santoro się na ciebie rzuciła. Oby nie wzięły mnie za pedofilkę - parsknęła i zgasiła wypalonego papierosa - Qual è il tuo nome?*
- Sono Abigaile** i nie mam żadnych koleżaneczek, a już z pewnością nie mam zamiaru uciekać i piszczeć przed una ragazza con narghilè stupidi*** - mruknęła przypominając sobie zasady starowłoskiego
- Non male.**** Może jakoś poradzisz sobie w tej szkole
Vanessa wstała z parapetu i ruszyła ciemnym korytarzem odgarniając kosmyki włosów na plecy. Abi dopiero teraz zerknęła na jej ubiór... A więc mówiła prawdę, że kiedyś nosiła mundurek - teraz już nie. Sama miała na sobie ciężką skórzaną spódnice w głębokim odcieniu fioletu i jasnoszarą bluzkę z ćwiekami. Na to zarzuciła skórzaną kurtkę w najciemniejszym odcieniu szarości. Wyglądała jak prawdziwa buntowniczka...
- Incredibile*****- powiedziała tylko i rzuciła się biegiem na lekcję astronomii.

***
Krztusiła się. Gardło piekło nie miłosiernie, nie mogła złapać oddechu. Zdawała sobie sprawę, że z pewnością wygląda teraz jak burak, ale nie to się liczyło. Z maniakalnym wręcz uporem - ciągle kaszląc - czołgała się w stronę szafki. 
- LILY?! LILY CO SIĘ DZIEJE???!!! 
Z łazienki wypadła Victorie. Jej misterny turban na włosach momentalnie się rozpadł gdy doskoczyła do leżącej na dywanie dziewczyny. Wyglądała na naprawdę przestraszoną, ale chyba każdy by się tak zachował widząc duszącą się współlokatorkę, która pluje na dywan łapiąc oddech. 
- Shshshshsszaaaffkaa kkkkskhhhss! - wykaszlała 
Oczy tak bardzo łzawiły jej od wysiłku, że nie widziała niemal twarzy Hale. Ale czarnowłosa nie była głupia. Widziała kiedyś na filmach ataki duszenia się powodowane astmą, a z niewyraźniej wypowiedzi Lilki wynikało tylko tyle - w szafce jest na to lekarstwo. 
W kilku sekundach wyszarpnęła szufladę i znalazła odpowiednie rozwiązanie - średniej wielkości niebieskie pudełeczko lekko zakrzywione na końcu. Tylko tak w tym momencie mogła opisać inhalator Evans. 

5 minut później... 

- Evans! Ty ruda nieodpowiedzialna małpo! Rzucę na ciebie Cruciatusa...!
- Jak tylko nauczysz się to robić - wtrąciła cicho Lily do tyrady współlokatorki.
Faktycznie mogła uprzedzić Victorie o dość częstych napadach astmy jakie ją nękają podczas przeżywania silnych emocji... jednak zwyczajnie się wstydziła! Posiadała jakąś głupią chorobę, przez którą nie mogła nawet wyściubić nosa zza domu bez odpowiedniego inhalatora i fioletowej tabletki o smaku ślimaków dla złagodzenia obrażeń gardła.
- ZAMKNIJ SIĘ! Jak mogłaś mnie nie uprzedzić?! - warknęła, ani na chwilę nie przerywając swojej wędrówki po pokoju.
Splątane czarne włosy opadały ciężko na jej ramiona jednocześnie mocząc jej szary długi podkoszulek. Lilka już poznała kilka zwyczajów Hale - bo kto by pomyślał, że ta dziewczyna do zaśnięcia potrzebuje bycia szczelnie owinięta kołdrą, za dużego podkoszulka i magicznych słuchawek.
Taaak... magicznych słuchawek bowiem  Victorie uwielbiała przemycać nielegalne i ułatwiających życie rzeczy. Kiedy po raz pierwszy ruszyła się do szkoły nie mogła zapomnieć o zapasie magicznej gumy spalającej metabolizm, którą postanowiła "pożyczyć" od 10 lat starszej cioci. Ale jej asem w rękawie były też magiczne słuchawki potrafiące przechwytywać cudze rozmowy...
- EVANS MÓWIĘ DO CIEBIE! NIE IGNORUJ MNIE!
- Dobrze Viki... Dobrze będę mówić ci już o wszystkich swoich sekretach i problemach... Zadowolona?
- Eh... prawie. Idź do łazienki bo zaraz wróci panna Jestem-małą-wnerwiającą-kujonką-o-wyłupiastych-wielkich-paczadełach i jak zwykle zacznie przynudzać mówiąc o lekcjach!
- Nie mów tak na OLIVIĘ! - zaakcentowała mocno ostatnie słowo i chwyciła za materiał swojej zielonej piżamki.
- Huh! Nie będziesz mi niczego zabraniać! - mruknęła i wskoczyła na swoje łóżko.

***
Dormitorium Huncwotów już po tygodniu szkoły wyglądało jak po przejściu tornada. Kufer Syriusza leżał na środku pokoju i urządzono z niego kosz na śmieci. Za tą oto ozdobę wnętrza chłopacy dostali minus 15 punktów dla Gryffindoru - najwyraźniej profesor McGonagall nie jest wielbicielką segregowania śmieci. 
Peter siedział na łóżku leżącym najbliżej drzwi. Nad jego głową wisiała szafka, która niebezpiecznie drżała po występie jaki urządził Black usiłując na niej usiąść. Niestety półka zbuntowała się pod ciężarem chłopaka i już po chwili siedział na ziemi, a półka powoli wysuwała się ze ściany - Że też wszystko w tym zamku musi być zaczarowane!!! - skomentował to poszkodowany.
Dwa łóżka pod oknem zajmowali zaś Syriusz i James. Ich miejsca wiecznego spoczynku - jak w żartach mówili - stykały się ramami i mogły ze swoich baldachimów tworzyć bezpieczny schron. Taaak! O ile w tych schronach nie roiło się od wszelkiego rodzaju ubrań - poczynając na bokserkach w znicza Pottera a kończąc na sweterku z godłem Blacków należącym do Syriusza. 
Zazwyczaj te rzeczy leżały jednak po stronie Jamesa, bo drugi z brunetów MUSIAŁ wręcz posiadać wygodne łózko i mimo swojej dość drobnej postury zajmował je całe. Ciekawe co będzie za siedem lat gdy to samo posłanie będzie mu służyło do snu. 
Ostatni z lokatorów posiadał łóżko w łagodnej wnęce. Skrywała ona Remusa Lupina w cieniu... Jego oraz miliony książek, które stały w czterech chybocących się stosach tuż przy jego łóżku. Nie był to oczywiście cały edukacyjny dobytek chłopaka - reszta podręczników i encyklopedii upchana była pomiędzy szaty oraz jego bieliznę, które schludnie ułożone były w podniszczonej komodzie. 
Niewątpliwie zakątek należący do blondyna był najczystszym miejscem w dormitorium. Chłopak dbał o porządek i każdy, kto śmiał go zburzyć został natychmiast atakowany książką do eliksirów spoczywającą zawsze w pogotowiu. 
Peter rozglądał się po pokoju i nie dowierzał, że teraz to tutaj będzie mieszkał przez kolejne lata. Wydawało mu się to nie rzeczywiste! Jak ma wytrzymać z ciągle robiącym psikusy Syriuszem, nieustannie poprawiającym sobie fryzurę Jamesem oraz wiecznie zatopionym w lekturze Remusem? Mimo tych "wad" czuł się tutaj akceptowany... Chyba po raz pierwszy w życiu. 

***

- POTTER! BLACK! NA LITOŚĆ BOSKĄ! MIELIŚCIE T-Y-L-K-O PODGRZAĆ WODĘ!!! 
Dwójka brunetów z niewinnymi uśmiechami na twarzach niezauważalnie przybiła sobie piątkę. Nie bardzo zwracali uwagę na czerwonego profesor Slughorna, który z maniakalną wręcz obsesją wycierał swoje biurko, na którym tuż przed chwilą osiadł ciemny dym. 
Najwyraźniej James i Syriusza nie potrafią odróżnić zwykłej czystej wody od wody liliowej posiadającej magiczne zdolności uzdrawiające i każdy z uczniów obecnych w tej klasie boleśnie się o tym przekonał. 
- Zabiję - syczała groźnie Lily Evans usiłując wyczyścić swój ukochany podręcznik z błyszczących drobinek, które nie wiadomo w jaki sposób nie dawały usunąć się z jakiejkolwiek powierzchni. 
Siedząca obok niej Hale rozczesywała włosy szczotką i uśmiechała się pod nosem, na narzekania towarzyszki, ale każdy wiedział, że miała ochotę wsadzić chłopakom tą szczotkę w bardzo intymne miejsce. Mordercze spojrzenia, które posyłała w równych odstępach czasowych w ich stronę doskonale utwierdzały ich w tym fakcie. 
- Minus...! 
- Ale panie profesorze - wtrąciła Lily dając sobie spokój z czyszczeniem podręcznika - Dlaczego za tych pacanów ma płacić cały dom? 
- Panno... 
- Ej! Nie jesteśmy pacanami marchewo - odparł sarkastycznie Syriusz, nie zwracając uwagi, że swoją wypowiedzią zagłuszył profesora. 
- Potter i Black! Szlaban! Dziś o... 
Tak oto po raz kolejny przerwano biednemu nauczycielowi eliksirów - tym razem był to nieznośny dzwonek bił aż pięć razy ogłaszając koniec zajęć. Profesor Slughorn najwyraźniej nie potrafi nawet wymusić swojego posłuszeństwa na rzeczach martwych.
- O 18! - krzyknął mimo, że zarówno James jak i jego przyjaciel pędzili korytarzem w stronę błoni. 
- Głupki - mruknęła tylko Olivia pomagając swojej koleżance spakować kociołek. 

***

Miotła...
Wysokość...
Ten szum w uszach dawał jej ukojenie. Dzięki temu uspokajała się i wszystkie negatywne emocje z niej uciekły. Aktualnie miała godzinę poświęconą wychowawcy piętra - ta godzina wiązała się dla lokatorów piętra 3C z dodatkowym treningiem Qudditcha.
- KAROLINE! NA DÓŁ! ZARAZ KONIEC LEKCJI!
Usłyszała rozbawiony głos wychowawczyni, która dopiero co zsiadała ze swojej miotły. Niechętnie opadła na zimie i nie zatrzymując się na nikogo ruszyła w stronę szatni, tam zanim którakolwiek z dziewczyn choćby drgnęła mocnymi, drewnianymi drzwiami Karoline zmieniła koszulkę i pędem pobiegła do zamku.
Nie chciała by zobaczyli jej grube ciało. Zawsze odczuwała nieprzyjemnie skutki obżarstwa. Niestety nigdy nie mogła oprzeć się domowym wypiekom babci... Później żałowała! Nie miała ani jednej wystającej kości! - przynajmniej tak sama twierdziła.
- AŁA!
Karoline nieprzyjemnie poczuła wbijający się łokieć dziewczyny, która wpadła wprost na nią przerywając jej nieprzyjemne przemyślenia. Razem leżały na lekko brudnych, szarych kafelkach korytarza szkolnego. Ona i dość niska dziewczyna.
Na początku jej nie rozpoznała. Myślała, że to kolejna uczennica Okulu. Nic dla niej nie znacząca nieznajoma. Ale później dostrzegła te charakterystyczne cechy. Czarownica miała krótkie, bo zaledwie sięgające ramion włosy, które były istną mieszanką kolorów! O ciemnego brązu, przed popielaty, dalej złotym, kończąc na białym niczym śnieg.
Znała tylko jedną osobę posiadającą takie niesamowite kosmyki.
- Wiktoria!
- Karoline? To ty?! O rany!
- Jesteś czarownicą?
- No chyba tak. Magicheskoya****** by tu nie wpuścili.
- O rany jak się cieszę!
Wiktoria rzuciła się na nią i sekunda brakowała, aby kolejny raz tego dnia poczuły bliskie spotkanie z podłogą, ale wtedy Karoline delikatnie ale stanowczo objęły chude ręce. Odwróciła się natychmiast i ujrzała przed sobą parę ciemnych, piwnych oczu. 


* z włoskiego: Jak się nazywasz?
** z włoskiego: Jestem Abigaile
*** z włoskiego: jakąś dziewczyną z głupimi fajkami
**** z włoskiego: Nieźle
***** z włoskiego: Niesamowita
******Magicheskoy, to inaczej mugol. Z racji tego, że wydarzenia dzieją się w Polsce, postanowiłam dać mugolom inną nazwę niż w stanach.

2 komentarze:

  1. Hejka :D
    Rozdział mi się podoba, atak astmy Lily był i reakcja Victorie mnie rozwaliły, albo te rozkminy Lily co do mózgu Pottera :D To było boskie xD Potter i Black tacy ogarnięci, nieumiejący nawet podgrzać wody xD Coś trochę jak ja ale csii :D Ogólnie nie mam się do czego przyczepić ^^ Pozdrawiam cieplutko, czekam na next i zapraszam do mnie http://lilyevansirogacz.blogspot.com/
    Lily

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no kobieto no! Nie gadaj xd Nie umiesz podgrzać wody? Meh... Czuję się zawiedziona! Trzeba cię doedukować z podgrzewania wody ^^ A ta reakcja Victorie wcale nie była wzorowana na mojej, gdy to koleżanka przewróciła się na wychowaniu fizycznym łapiąc się za gardła. Naprawdę. Mieć przyjaciółkę z astmą - nie polecam.

      Usuń